niedziela, 6 lipca 2014

Shirarutoro

Z Erimo wybrałem się wschodnim wybrzeżem na północ, w kierunku miejscowości Kushiro. Trasa dosyć długa, bo ponad 200 km, a że wciąż wietrznie i zimnawo, to niemal nie wysiadałem z Kurumy. Zapraszam do przeglądu krajobrazów:
 


Zatrzymałem się na kawę - ohydna - i popisałem trochę wspominków, nie zapominając o uwiecznieniu tymczasowego miejsca pracy twórczej
 
Zeszło na tyle długo, że zakąsiłem udonem - ajinonai (mdły). Czas jechać dalej
 


W pewnej chwili drogę przespacerował lisek. Przycupnął przy lewym poboczu w małej asfaltowej zatoczce. Kiedy zwolniłem i zatrzymałem się przy nim, skulił się i obserwował. Zdążyłem jeszcze sięgnąć po aparat i ująć go w objęcia kadru, kiedy zdecydował się w końcu dać nogę w krzaki. Szczęśliwego życia, lisku!
 

Jedzie się dalej.
 



Mijam mieściny rybackie i przypominam sobie "wystawową" miejscowość Urakawa. Dla zrównoważenia obrazu, a raczej jego odkłamania - tak głównie wyglądają tubylcze zabudowania.
 





 Jedzie się.
 

Robi się monotonnie, nie? Zacząłem podziewywać. Na rowerze to się proszę państwa nie zdarza! Na rowerze nie trzeba też zwracać uwagi na ograniczenia prędkości! W Kurumce standardowo trzymam limit +10km/h i zauważam, że tubylcy też to robią. Raczej luz niż Austria. Przyznać muszę, że jeżdżą jednak rozważnie. Czuć duży spokój i komfort przy prowadzeniu auta. Mimo że przekraczają nieznacznie limity, to nie ma tego szaleństwa i agresji, które są tak charakterystyczne w chamskiej Polsce (mówię to oczywiście również na podstawie dwumiesięcznych wcześniejszych obserwacji z pozycji pieszego i z siodełka rowerowego). Jest dużo cierpliwości, uprzejmości i wyrozumiałości.
Droga meandruje w poziomie i sinusoiduje w pionie. Przy każdym podjeździe, w pewnym, obliczonym przez specjalistów miejscu, stoi taki oto znak:
 

To wskazanie, że w tym miejscu ewentualne tsunami kończy swoją szaloną działalność.
Przy każdym zjeździe stoi podobny znak.
 

Od tego miejsca musimy czujnie nasłuchiwać szumu morza.
Mnie niepokoi, że oba znaki postawione są zawsze bardzo wysoko (szacuję na oko co najmniej jakieś 30 m n.p.m.). Może chodzi nie tylko o samą wysokość fali, ale również jej energię, która spowoduje o wiele wyższe jej wspięcie na przybrzeżne drogi. Nie wystarczy w każdym razie uciec na 10 m i brać za aparat. Lepiej dymać pod górkę na maksa.
Jedźmy dalej. Już niedaleko, ponieważ minąłem Kushiro i zmierzam wnętrzem wyspy wciąż na północ w kierunku jeziora Shirarutoro. Krajobrazy?
 


 Kraina jelonków?
Dojeżdżam do jeziora i biorę zakręt w małą szutrową drogę, która zgodnie z mapą powinna mnie doprowadzić do kempingu.
 

Kraina jelonków? Oczywiście!


   
Rzek i klifów? Oczywiście!
 

Tylko... kempingu nie ma...
Po kilku kilometrach okazało się, że droga już odchodzi od jeziora, a spać nie ma gdzie. Trzeba wrócić i objechać je z północnej strony. Kilkanaście kilometrów! Tu się objawia przewaga Kurumy nad Karoszem.
Dojechałem! Tłumu nie ma.


Ale sam spać też nie będę.  :)


Bez obaw, to nie dzicz, za "plecami" obiektywu jest duży hotel - onsen. Po prostu jakoś wszyscy tutaj wolą ciepłe i suche futony pod dachem niż niepewność karimaty pod tropikiem.
Po rozbiciu namiotu kolacja z panierowanymi krewetkami (to nie tempura)


i ciepła, miła kąpiel.
Po kąpieli zrobiło się mniej miło - zostałem okradziony!!! W Japonii!!! Było tak. Ostatnie metry na wejściu do onsenu odbywa się tylko w towarzystwie ręcznika. Do tej pory już w głównej sali kąpielowej były regały lub ławki na ręczniki i inne przybory, które ludzie wnoszą ze sobą (np. golą się tu, myją zęby itp.). W tym onsenie takowych nie było. Wróciłem więc do szatni i rzuciłem ręcznik na ławkę do przebierania się. Po powrocie z basenu ręcznika nie zastałem. Sprawdzałem wszystkie szafki, kubeł na odpady, łazienkę... może głupi dowcip? Nie. Nie ma nigdzie! Osuszywszy się suszarką do owłosienia, ubrawszy, przeszedłem do recepcji i zgłosiłem zdarzenie. Pan uśmiechnął się przepraszająco i wrócił ze mną do szatni. Przeszukał to, co ja już wcześniej przeglądnąłem i uśmiechnął się przepraszająco. Wróciliśmy do recepcji. Ciekawe, co zrobi. Zawoła prasę i telewizję? Przecież w Japonii okradziono gaijina z ręcznika kąpielowego! Schylił się po coś. Może ukryta kamera? Może walkie talkie do bezpośredniego łączenia z policją?

Wyciągnął nowy ręcznik... Może być taki? Panie! Mnie tu okradziono! Uśmiechnął się przepraszająco. To może taki, niebieski? Ale... przecież to skandal! No to może ten większy?
Poddałem się. Dziękuję, mam drugi. Nie miał najwyraźniej na takie wydarzenie procedury. Sprawa poszła więc pod dywan, a ja, zszokowany, do namiotu. Może to jednak była procedura?
Przypomniało mi to rozmowę w porcie Sendai z młodym rowerzystą, który wracał z Hokkaido do domu aż na Okinawę. Opowiadał mi, że jego okradziono podczas snu w MNE. Tyle że były to wszystkie dokumenty i pieniądze! No cóż, Japonia jest bezpieczna, ale jak to mówią, strzeż się pociągu! Torbę z dokumentami biorę nawet do sracza.
 Rano odbyliśmy tradycyjną naradę, co robić z tak pięknym dniem


po czym bogatsi o podjęte decyzje wybraliśmy się na spacer ścieżką dydaktyczną, która wyglądała tak:
 

Asfalt pośród dżungli.
Dydaktyki było co niemiara.
 

A ścieżka po dwóch kilometrach wyglądała tak:
  

Zawróciliśmy.
 Wstąpiliśmy jeszcze do centrum edukacyjnego przy kempingu
 






po czym wyjechaliśmy na spotkanie z wulkanami...
 Dobranoc!

10 komentarzy:

  1. Ktoś pamiątkę sobie zabrał taki ręcznik inny. Ktoś się pomylił i zabrał może ma podobny. :)) Mnie się podoba kultura jazdy samochodem, spookój kocham spokój, bez pośpiechu też się dojedzie do celu.
    Cudownie tak podróżować samochodem :) nie wieje nie pada cieplej a widoki takie same, no może nie zawsze można się zatrzymać tam gdzie się akurat zachce. A tak wolę zdecydowanie i liska aparatem upolować można na poboczu. :)
    A wczorajszy wpis niesamowity i zdjęcia i ta samotność na wprost wieczności żywiołu wody i jak Panterka wiatru nie lubię a zimnego nie cierpię.no może trochę lubię ciepły i wesoły wietrzyk jak zefirek wonny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ino za blisko kratera nie podchodz, bo Cie w kosmos wyrzuci! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No toś się panie wyedukował :-) Dobrze że chociaż na podstawie obrazków można wydedukować o czym mowa...
    Kradzież w Japonii! Straszne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czarna czapeczka :)
    G.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z rowerem więcej dramaturgii było. Ale niech tam.
    Japonia "C" wygląda całkiem za płotem u mojego sąsiada.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiam się czy brzydota tej architektury wynika tylko z tymczasowości, (zagrożenia) czy też nie wykształcili sobie estetyki budownictwa.
    Okropnie monotonna ścieżka dydaktyczna.

    OdpowiedzUsuń
  7. ...a mnie dziwią te pustki na drogach???

    OdpowiedzUsuń
  8. Poznaję tego lisa! To ten sam, co przemknął pod drzewem, na którym w środę zasiadałam, podglądając żurawie przy drodze nr 6! Czy Ty na pewno jesteś w Japonii?! :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Robercie, ja caly czas czytam, nie komentuje, bo jakos chyba mi latwiej komentowac u Gosianki. Ale tym razem martwi mnie ten typhoon, ktory ponoc wlasnie jest nad Japnia.
    Moze napisz cos, bo troche mnie martwi Twoje milczenie.

    OdpowiedzUsuń