Rano nasyciliśmy się jeszcze pięknem tego miejsca.
Lilie zdążyły się już rozwinąć.
W trójkę z żabą i kukiełką odbyliśmy pewną naradę, ale ponieważ zdania były podzielone, nie będę o tym opowiadał. Poza tym zeszło głównie na skargi, że je trzymam razem w ciasnej kieszonce, i że do dupy taka podróż. Tak?! To mam was wsadzić do zamkniętej sakwy? Razem z wszystkimi bambetlami? Przecież na szyi was nie powieszę! I tak macie z tej siatkowej kieszonki fajny wgląd na okoliczności przyrody i razem powinno być wam ten tego. Uspokoiły się trochę i powędrowały do kieszonki - wciąż z kwaśnymi minami.
Podróż z Mukawa odbyłem mocno ruchliwą drogą... Z Tomakomai do Mukawa obok tej drogi biegnie równolegle płatna droga szybkiego ruchu i odciąża ją. Tu już tak nie było. Pogoda piękna, choć trochę za gorąco, lekki wiaterek.
Pięknych krajobrazów znowu nie brakowało. Ta część, po której się poruszam, to kraina koni.
Podjadłem sobie w przydrożnej knajpce standardowe danie, czyli miso udon oraz gyoza. Pychota. Poza tym podładowałem sobie elektronów.
Dosyć wcześnie poczułem lewe kolano, ale to się już zdarzało i po pewnym czasie przechodziło. Tym razem ustępowało na krótko, a po zwiększonym wysiłku pod górkę wracało mocniej. Ostatni odcinek, mocno pod górę, musiałem przejść pieszo.
Na kempingu położonym na szczycie tej góry nie zastałem nikogo. Były za to przygotowane "piaskownice" pod namioty i łazienka. Zatem zostaję. Usiadłem na ławce, macając kolano, które zaczęło usztywniać się, wraz z chłodzeniem się ścięgien i mięśni. Po kilku minutach na szczyt podjechał harleyowiec. Ładnie się ukłonił i zaczął się rozglądać, nie schodząc z motoru. Podszedłem do niego i powiedziałem, że nikogo nie ma i chyba zamknięte. A on mi na to, że nie, że na dole jest obaasan (babcia) w recepcji i on mi pokaże, gdzie to jest. Podjechał ze mną na krawędź pagórka i pokazał domek, który wcześniej minąłem, myśląc, że nikogo w nim nie ma i jest za daleko od kempingu. Zjechałem tam (stromo w dół) i zastałem "babcię". Jak to tu bywa w standardzie, była bardzo miła. Wytłumaczyła mi, które "piaskownice" są dla mnie, gdzie jest onsen i gdzie szpital, bo wtedy już postanowiłem, że pojadę na konsultację.
Wejść z powrotem pod górkę było już bardzo ciężko. Nie mogłem zginać kolana ze względu na ból. Dramat! Szedłem z lewą nogą sztywną, jakby mi kto kij do niej przywiązał. Na górze jeszcze raz obejrzałem kolano. Nic. Zero opuchlizny. To dobrze. Jak nagniatam i ściskam, też nie boli. Boli, kiedy próbuję zgiąć, a jeszcze bardziej, kiedy symuluję pracę na rowerze, kucając i prostując się. Nic to. Do jutra i tak muszę poczekać.
Rozłożyłem się, podjadłem co nieco i wybrałem się po odpoczynku na spacer, przede wszystkim, żeby sprawdzić, jak działa noga. Działała świetnie! To znaczy mogę zginać w czasie chodzenia, ale lekko czuję kolano, wchodząc pod górkę. Opuchlizny nie ma, więc już raczej nie będzie. Trochę mi humor wrócił, bo po ostatnim podejściu po rejestracji myślałem, że jak się wszystko zastoi, to nie zegnę już nogi. Będę mógł przynajmniej chodzić, więc można szukać jakiejś alternatywy dla roweru. Oczywiście zostaje jeszcze kupa logistyki z transportem całego dobytku.
Udało mi się uchwycić zachód słońca w pobliskim parku.
Kolega (chyba tak już mogę mówić) od harleya, kiedy poszedłem się spytać, czy wie, o której jutro recepcja jest czynna, odpowiedział, że niestety nie, może od 10. pani przybieży, a tu masz, mówi, dwie bułki słodkie. Ale jam nie głodny! Mam żarcie! Masz, masz i jedz na zdrówko!
Wziąłem. No kurtka na wacie! Harleyowiec do wychudłego rowerzysty z chlebem powszednim, a nie z kozikiem?! Co to za kraj, ja się pytam! Japonia - mówią żaba i kukiełek.
Zanim się ściemniło, rozbiła się jeszcze jedna starsza para podróżująca samochodem. Jak na wtorek to tłok! Wszyscy byli w namiotach przed 20. :)
Czas odpocząć i wymyślić opcje na nową podróż. Drzwi turystyki rowerowej chyba się zamykają, a to jest zawsze dobra chwila na otwarcie nowych drzwi.
Jeszcze kolacja za 200¥ do spożycia w namiocie i...
Dobranoc
Niedobrze! Tego nie bylo w scenariuszu.
OdpowiedzUsuńMoze sprobuj z tym kolanem po dobroci, popros, pogadaj, a w ostatecznosci zagroz.
A moze samo przez noc sie zreperuje? Oby!
O, kurczę trochę pechowo z tym kolanem. Może przejdzie. Niech żaba z kukiełką działają.
OdpowiedzUsuńWidoczki piękne, nawet jakiś fajny pociąg w kadr się załapał :)
Oj oj, to może chociaż tak jakoś lajtowo przebądź te kilka dni, niech się kolanisko uspokoi, one to tak czasami mają...
OdpowiedzUsuńHm, wszyscy wiedzą, że Gosia sobie zgagę w kolanie hoduje, musiałeś to od niej podłapać, tylko długo się wykluwało.
OdpowiedzUsuńMoże by tak do tych harleyowców... Nie ma tam jakiego z przyczepką?
Ale, ale, żarty żartami, jednak mocno trzymam kciuki za kończynę Twą, coby się opamiętała i bez takich tam...
I jeszcze mam jedno zastrzeżenie, że jak to kraina koni, to dlaczego nie ma co najmniej szesnastu fotek japońskich koniczków? Tylko te lelije i lelije! ;)
Voltaren Emulgel by się przydał, a może krótka przerwa w pedałowaniu.
OdpowiedzUsuńNo to nieźle się załatwiłeś z tym kolanem :(
OdpowiedzUsuńKciuki żeby się naprawiło !
Ps.:
Piękne te lilie wodne :-)
Kup sobie w najblizszej drogerii lub aptece plastry przeciwbolowe, po japonsku sie to nazywa SHIPPU.
OdpowiedzUsuńSa elastyczne, swietnie sie trzymaja tylko trzeba nalepic na sucha skore, nie spocona.
Pan Japonczyk z kempingu na Hokkaido budowal w Libercu fabryke DENSO a ze wie gdzie Polska to dlatego, ze czesto jezdzili do Boleslawca po ceramike boleslawiecka, ktora jet znana i ceniona w Japonii a w sklepie firmowym przy fabryce byla dla nich tania jak barszcz. /w Japonii jest b.droga!/
Pozdrawiam Aga
ciekawa jestem co znajdziesz za tymi nowymi drzwiami?
OdpowiedzUsuńMusiało akurat teraz! Kolano znaczy. Może odpocznie i da radę. Czego Ci bardzo życzę, bo przecież, żeby przez kolano nie skończyć marzenia?
OdpowiedzUsuńJaki ten świat mały ! Pan Japończyk jeździ do mojego miasta za ceramiką :-))
OdpowiedzUsuńZ kolanem pech, ale może nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło? Oby!
OdpowiedzUsuńOby z kolanem to było chwilowe przepracowanie, które przejdzie po odpoczynku. Dogadujesz się świetnie, trasę wybrałeś piekną, trzymam kciuki, żeby się udało.
OdpowiedzUsuńMnie zmartwiły meszki. To małe podłe jest strasznie. Hm czy tam rośnie takie ziółko jak nasza polska babka lancetowata? Może zwykła chociaż? Rozetrzeć w palcach i sokiem nacierać. Proszę meszek nie lekceważyć.
OdpowiedzUsuńMoja babcia robiła sobie okłady z pokrzywy; zrywała i na noc świeżym zielskiem okładała kolano, a na wierzch bandaż. Brrr! Ale pomagało! Życzę Ci, żeby się znalazł bardziej przyjazny sposób :) I pytam za Jolą: gdzie japońskie koniczki?!?!?!
OdpowiedzUsuń