piątek, 4 lipca 2014

Erimo - jeden z czterech końców świata

Dzień 3 lipca zaczął się od zacieśniania stosunków z bractwem, do którego jeszcze wczoraj strzelałbym bez opamiętania...
Kiedy słońce jak co dzień wygnało mnie z namiotu, siadłem ja na ławce i sny jeszcze wszelakie rozważając, zacząłem spożycie. Spożywając tak sobie sennie, poczułem na sobie uważną i zazdrosną obserwację.


Czarne oko łypało łapczywie, a wielgachny, rozchylony dziób zapraszał do wrzucenia czegoś na ruszt. Mało tego, ten osobnik zaczął do mnie przemawiać. Cwana bestia z niego, bo przemowa nie była taka rozwrzeszczana jak o 3.30 nad ranem, tylko lekko zbasowana, gulgająca i wyrażająca chyba jakąś czułość do mnie albo do treści pokarmowej w mojej paszczy. Mówię więc ja mu - masz, chłopie, szczęście, że drugą noc na zatyczkach jadę, bo bym ci raczej śrutu pod ogon podsypał, niźli z tobą tu gadał! A on dalej w te miłosne gulgoty do mnie. No dobra, miałem ja trochę japońskich chrupek, które jakoś mi nie wchodziły. Rzuciłem blisko niego, a on bez wahania rzucił się na nie.

Jak to gawron, rozejrzał się czujnie wokół za konkurencją, trzymając zdobycz mocno. Odfrunął na kilka metrów.

 


Po chwili był z powrotem. A po jeszcze jednej chwili pojawił się następny. Jak one fajnie do mnie gaworzyły! No miłość, przyjaźń, wzajemne zaufanie i w ogóle na zawsze razem, i żyli długo i szczęśliwie... tylko, gościu, syp te chrupki i nie obcyndalaj się! No to sypię.


Tak to upłynął nam pierwszy wspólny posiłek, przy którym jeden był tylko dawca, a sępy były w dwójnasób.


Odwiedzę was ja jeszcze jak moją kurumę (auto) będę nazad odstawiał do salloooonu - odgroziłem się, ale widząc, że się pakuję i chrupki się skończyły, miały mnie w nosie. Odleciały, a ja odjechałem na pedałach.


Kuruma czekała na mnie przygotowana. Pani objaśniła co i jak. Tu nabi (nawigacja), tu kluczyk, tu lampki. itp. Ja wszystko wakarimashita, wsiadłem, poćwiczyłem trochę na placyku, a że kilkudniowe doświadczenie z błędnie umieszczoną kierownicą ma się z Irlandii, dzięki uprzejmości Agnieszki i Rafała, to strachu nie ma.




Zajechałem małym pypciem pod obiekt upatrzony wcześniej w Niikappu - Muzeum Fonografii.



Niikappu mieściną jest małą, a muzeum okazało się bardzo wystawne. W hallu głównym, okrągłej przestrzennej sali, wystawiono setki okładek płyt winylowych. Wydawnictwa japońskie, jak i zachodnie. I nic dla uszu moich przyjemniejszego niż puszczone w tle piosenki... Beatlesów! The Best Of z ich pierwszego okresu.


Przeszedłem stamtąd do części edukacyjnej i cofnąłem się w czasie do samych początków przemysłu nagraniowego. Oto pan Thomas Alva Edison wymyśla coś ciekawego przy swoim biurku


A na dwóch poniższych zdjęciach możemy przećwiczyć zapis nazwisk zachodnich sylabariuszem katakana.

 Tōmasu Aruba Ejison ("j" czytamy jak "dź").
Arekisandaa Gurahamu Beru.
Łatwe, nie? Ten drugi widać też się czymś zasłużył.

Dalej możemy podziwiać najstarsze patefony i gramofony



Płyta wydana przez Columbię najwyraźniej na rynek japoński w 1906 roku (niestety nie jestem w stanie rozszyfrować zawartości - może ktoś?).


Stare igły oraz głowice odtwarzające.

 

I przezabawna reklama pokazująca radość naszych pradziadków i praprapraprababek (tak po wyglądzie). :)


Niezwykle nostalgiczne zdjęcie zespołu gejsz (gdzie makijaże?) z 1903 roku.


Zobaczmy teraz, jak prezentowały się gwiazdy muzyki rozrywkowej na przestrzeni kilku dekad.





Czy nie wydaje się radiosłuchaczom, że te japońskie klony kogoś przypominają? Jakie macie typy?



Nawiasem mówiąc, Japończycy znani są z umiejętności importowania przeróżnych wytworów kultury i techniki zachodniej i ich kreatywnej adaptacji do własnych upodobań. Moim zdaniem z muzyką rozrywkową - całkowita klapa. Te okładki pokazują, że mamy do czynienia z kopiami. Do tego ilekroć słucham w tutejszych lokalach ich muzyki rozrywkowej (opartej w pełni na zachodniej skali dźwiękowej i instrumentarium), to mam wrażenie, że nie można tego zrobić bardziej banalnie. Jakbym wszędzie słyszał tę samą piosenkę, stylizowaną przez wykonawców z mocno lukrowaną ckliwością. Tandeta bez cienia japońskości.

Hall of shame?
Szafa grająca, pełna odpustowych kolorów idealnie wpisuje się w moje wrażenia z odsłuchów japońskiego popu.



Na koniec trafiłem do sali klasycznej, w której nie mogło zabraknąć Szopena, który jest w Japonii cenionym kompozytorem. To właśnie przy dźwiękach jego muzyki zakończyłem przygodę z muzyką w Niikappu.


Wychodząc, strzeliłem jeszcze fotę gwiazdom lat siedemdziesiątych - Bay City Rollers - czy ktoś ich jeszcze pamięta?



Erimo - cdn.

14 komentarzy:

  1. Taaa... Simon and Garfunkel i WHAM, a ci w różowym to jakby Beatlesi :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. ...czy te ptaki nie są piękne???

    OdpowiedzUsuń
  3. Wśród różowych to ja Połomskiego widzę :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tys sam jest gawron, bo to, co dokarmiales, to byly kruki. Najprawdziwsze oryginalne kruki, wielka rzadkosc.
    Alez z Ciebie szczesciarz, gawronie! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ust mi to wyjęłaś, Aniu, ale może w Japonii kruki nie są wcale tak rzadkie, jak u nas?

      Usuń
  5. "Ten drugi co sie tez czyms zasluzyl" to Aleksander Graham Bell, amerykanski fizyk, vynalazce mikrofonu, gramofonu i radia.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Te kruki były tak brzydkie, że aż piękne. Żarłoki. ;) T.

    OdpowiedzUsuń
  7. Takiego wielkiego pięknego kruka widziałam pod Łodzią, kiedyś spacerując po lesie kilka lat temu. Napatrzeć się nie mogłam no cudo po prostu. Siedział na drzewie na sośnie dostojnie i wyglądał bosko. :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Kruki ładne, muzeum interesujące. Japończycy od początku maja wprawę w zapożyczaniu, zaczęli od Chińczyków.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie piękne kruki ,trochę inne dzioby mają jak nasze ,bardziej zakrzywione ,znam je tylko z zoo ,a chciała bym spotkac na wolności :))Co prawda to nie wiem czy ucieszył by mnie ich "śpiew" bladym świtem ;)))

    OdpowiedzUsuń
  10. No, też mi się wydawało, że to kruk jest. W takim muzeum jakoś bardziej niż w innych widać upływ czasu. Te stroje, fryzury, teraz na nie patrzę, to wydają mi się brzydkie:(

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobre, dobre. Udał Ci się dzień.

    OdpowiedzUsuń
  12. Coś mi się widzi, że japoński pop ma ciężar gatunkowy disco polo :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No to teraz pozostało pójść na japoński koncet w stylu bing bang bong hej.

    OdpowiedzUsuń