czwartek, 3 lipca 2014

Jak zacząłem czwarty etap, nie skończywszy jeszcze trzeciego

Było tak:
Po raz pierwszy zastosowałem zatyczki do uszu. Efekt - spałem do 8.00! Rekord! Biedne ptaszki mogą mi... Kiedy słońce wygoniło mnie z namiotu, moi sąsiedzi już wyjechali. "Piaskownice" pozostały puste.


Zrobiłem przegląd bagażu i wulkanizację przebitej dętki (u podnóży wulkanów - to brzmi dumnie!).



Przy okazji zauważyłem, że bolące wczoraj kolano podejrzanie milczy. Zgina się, prostuje, kuca, podnosi mnie z kucków... O nie! Nie nabierzesz mnie! Szybko ukułem stosowną teorię.
Ponoć każdy mężczyzna, dla zrównoważenia własnej osobowości, powinien odnaleźć w sobie pierwiastek żeński (podobno jest kilka kobiet, które dają wiarę tej tezie, ale wśród mężczyzn nie spotkałem ani jednego entuzjasty!). Jeśli jednak, przypuśćmy, dać temu wiarę, to każdy globtroter, aby mu palma nie odbiła, powinien odnaleźć w sobie pierwiastek cykora i hołubić go! Eureka! Odnalazłem swojego cykora i zamierzam być z tego dumny! To się nazywa perfekcja w zmniejszaniu dysonansu poznawczego. :)) Poza tym sprawdźmy, jak działa tu służba zdrowia.
Zapakowałem podręczne rzeczy - szczotkę do zębów, piżamkę, najcenniejsze książki i wyjechałem (rowerem) na spotkanie lokalnego NFZ-u.



Zjechałem do Niikappu i wkrótce znalazłem wskazany na mapie przez panią z recepcji szpital. Wszedłem i za kontuarem znalazłem cztery gotowe do obsługi pacjentów recepcjonistki. Wszystkie się ładnie ukłoniły i zrobiły miny, jakby chciały się za ten kontuar schować. Żal mi ich, ale muszę się do nich odezwać. Konnichiwaaaaaaaa! Eigo de hanashimasu ka. (mówicie w tym jedynym języku obcym, na który jest tu minimalna szansa?). NIE!!! Okej. Wyciągam więc ręce i zaczynam mówić po japońsku. Tu boli, hidari hiza (lewe kolano), kinō, jitensha de Mukawa kara kimashita... itp. - pokazuję, stukam w kolano, udaję, że mam sztywną nogę i mam nadzieję, że nie zrozumieją, że chodzi mi o jakąś odmianę czarnej ospy, bo obnażone nogi mam w cętki jak negatyw biedronki. W sumie nie wiadomo, ile zrozumiały, bo jedna z pań wyciąga katalog... medycznych rozmówek po angielsku! Wśród pytań typu "czy ma pan zaburzenia widzenia" znajduję listę oddziałów, z którymi chciałbym porozmawiać. Wśród nich jest ortopedia. Pokazuję palcem. Aaaa, jak tak, to shosho omachi kudasai (pan chwilę poczeka).
Czekam.

Przychodzi pan, kłania się nisko i pyta, czy mam kartę ubezpieczeniową. Oczywiście, że mam! - odpowiadam, nie chcąc zablokować rozwijającej się akcji stwierdzeniem, że mam tylko polisę ubezpieczeniową z dalekiej Polski, która państwu nic nie powie. OK. Pan wrzucił wsteczny. Wrócił po minucie i zaprasza mnie do wyjścia, bo oddział jest w następnej miejscowości Shinhidaka zwanej. Wychodzimy (ja w razie czego lekko kuleję). Podjeżdża zarąbisty ambulans... Wie pan... z tą kartą ja tylko tak rzuciłem.... ten ambulans do Shinhidaka to ikura desu ka (ile stoi?). Pan się uśmiecha, jakby mnie już wcześniej rozszyfrował - TAX FREE! - dumnie oświadcza czystą angielszczyzną. Ja zakładam zaś, że nie chodzi tylko o podatek, ale o cenę brutto i all inclusive, ale znowu - nie chcę za wiele pytać i wyjaśniać. A czemu on taki wielgachny ten ambulans? Ano temu, że drugi pan (sanitariusz?) podchodzi do mojego rumaka, każe go rozkulbaczyć i wrzuca na pakę dla obłożnie chorych. Biedny Karusek, pewnie się boi, że go potną zamiast mnie.


Jedziemy.


Po kilku kiro (kilometrach) dojeżdżamy i po wypakowaniu całego dobytku wchodzimy do poczekalni. Tu trochę jak u nas. Kupa starszych osób czekających i gadających ze sobą. Trochę się uciszyli, kiedy wszedłem. Panie w rejestracji zrobiły oczy z mangi rodem. Pan kierowca wytłumaczył im, w czym rzecz. Paszport poproszę i ubezpieczenie. Podałem. Pan poczeka! Siadłem. Siedziałem tak z pół godziny, a powód niedługo się wyjaśnił, bo weszła młoda ładna pani i po krótkiej konsultacji z koleżankami wzięła papiery i podeszła do mnie. Zaczęła po angielsku!

To gdzie cię boli, chłopczyku? Tu... i tu... i tu swędzi... ooo, i tu! I jeszcze tu! (naprawdę ładna była i mógłbym tak długo jej pokazywać moje troski). No dobrze, ale tu jest ortopedia, więc co z tym kolanem? Aha, no to... (powtórzyłem opowieść o trudach jazdy). Wypadek był? Nie. Noga się zgina? Zgina. Poczekaj (oczywiście to wszystko uprzejmie i z uśmiechem).

Za kilka minut zostałem wezwany do doktora. Tłumaczka już tam była. Doktor po powtórzeniu wywiadu stwierdził, że zdjęcia nie ma sensu robić, a ja wyglądam mu na symulanta, malkontenta, paszkwilanta, klaustrofoba (co racja, to racja!) i hipochondryka. Zapisuje mi maść w sztyfcie i zaleca odpoczynek. Ile, panie władzuniu? 10 dni!


Ożeż ty w mordeczkę! 10 dni?!? Podziękował, zapłacił, rzucił jeszcze okiem na śliczną tłumaczkę i wyszedł. Odpoczywać 10 dni tutaj!? Wsiadłem ja na mojego Karusa i wjechałem ja na ulicę główną miejscowości. Wszedłem ja do pierwszego napotkanego salloooonu. Spytałem ja barmana - macie tu dla mnie lekarstwo na 10 pieprzonych dni!?!? A ty kto?! Pōrandojin desu! A licencję masz?! Jak nie mam, jak mam!!! No to oni mają lekarstwo! Tu na zapleczu jest! Wyszedłem ja z nim. No stoi! Salloooon bowiem to Nissana był, a barman sprzedawcą w rzeczy samej. Stało tam biedactwo. O takie:


Mustang śmigły to nie jest, ale nada się! Zrobił ja rezerwuację na jutro i 10 kolejnych dni yasumu (odpoczynku). Uzgodniwszy też, że natenczas Karus zostaje za friko (tax free :))) w ichniej stajni.
Od razu i humor lepszy, i kolano całkiem przestało boleć. Normalne to jaja, że jak się od doktora wyjdzie, to i choroba często sama ustępuje.
Dowiedziało się wcześniej o lokalny onsen i teraz, w pełni sił witalnych, dało się w gaz pod górkę, jakby nigdy nic. Onsen śliczny, z hotelem i polem golfowym, ale jak to tu w zwyczaju, otwarty dla wszystkich (gaijin included) za jedyne 400¥ (12 zł). I nieważne, jak ekskluzywny jest albo jak dziadowski ośrodek. Cena zawsze prawie identyczna. A w cenie prysznice, mydła, szampony, toalety, baseny, sauny, pokój odpoczynku, sklepiki (poza ceną), restauracja (poza ceną). Taka fajna japońska sprawa te onseny. :) BTW pamiętam jak dziś, jak się Gosi na początku onseny i shinkanseny myliły. :))) Bożeż ty mój, kiedyż to było!!! Jakieś lata świetlne temuż??? Łza się zakręca, jak człowiek myśl taką za się rzuci...


Wokół onsenu - hotelu widoki zapierające!



Po onsenie pech! Dętka - kicha! To drugi raz. Nie ma rady, trzeba zmieniać. Nauczony wcześniejszym zdarzeniem zawsze wożę zapas ze sobą.


Wracając, wstąpiwszy do wcześniej zobaczonej pralni na moniaki. Nie wiedziawszy, jak to działa, zapytałem pana, który się samoobsługiwał. Pan pokazał co i jak. Wrzuciło się całą stęchliznę i cześć i czołem, trzeba czterdzieści minut czekać.



Po praniu suszarka. Kolejne 10 min.


Wszystko automatic. Są kredki i kartki dla dzieci. Komiksy i książki. Poczytało się komiks z pominięciem liter. Nie powiem, bynajmniej ładne obrazki. (nie poprawiać).
Po wyjściu z pralni zastało się zmierzch i znowu dało się w gaz, bo do kempingu kilka kiro (km) zostało, a ostatni odcinek mocno w górę przez lasssss..... uchuuu! grrrrr! gzzzzz! fiufiu! - różne tam dziwięki (dziwne dźwięki) o tej porze...



Dobranoc.


16 komentarzy:

  1. A nie mówilam? Odpocznie kolanko i dalej bedzie jak nowe :-)
    Oj te chlopy, z katarem do lekarza...

    OdpowiedzUsuń
  2. A meszki dalej lekceważone?
    http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/choroby-pasozytnicze/ugryzienia-meszek-jak-je-leczyc-sprawdzone-sposoby-na-ukaszenia-meszek_41527.html
    stany zapalne mogą być spowodowane przez ugryzienia meszek a kolano tkanka łączną miękka czy tam jakaś się nie znam - może mieć stan zapalny. GOSIA meiluj proszę.
    Babka lancetowata na moim blogu piszę ostatni wpis i jest zdjęcie jak wygląda tam na pewno też rośnie!!! One SĄ groźne, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, czytałam, że po pogryzieniu przez meszki cierpiał cały organizm.

      Usuń
  3. Jak na symulanta to i tak dużo zwolnienia ;)
    Oby odpoczynek i mazidło pomogło !


    OdpowiedzUsuń
  4. No masz, czekałam na zdjęcia prześlicznych tłumaczko-hostess i kicha! Musiały być silnie śliczne, skoro nie ma zdjęć:) Po co siać niepokój i destrukcję...

    OdpowiedzUsuń
  5. Z Ciebie bynajmniej jest symulant! Przyznaj sie, ze chciales jeno poflirtowac z pielegniarkami.
    No bo jak to? Kolano nie bolalo rano, a Ty szpitala szukasz.
    I nadal nie boli, a Ty sobie odpoczywasz.
    Kto bedzie zwiedzal i sprawozdawal? :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Najważniejsze, że bynajmniej kolano nie boli ;) Nissanki ładne i nie do zdarcia praktycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robert da radę i nissankowi:)

      Usuń
    2. Oczywiście, że da radę, bo one bardzo wdzięczne w prowadzeniu są :))

      Usuń
  7. Rada się znalazła, jak na ilość medycznych pośredników i tak szybko załatwiłeś.

    OdpowiedzUsuń
  8. ...a mały rowerowy karusek nie tęskni? Grunt to kolano oszczędzać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale miły ten pan z pierwszej przychodni, nie wyobrażam sobie aby w Polsce ktoś przewiózł pacjenta do właściwej przychodni...

    OdpowiedzUsuń
  10. no to mnie zaskoczyłeś, jakoś tego się nie spodziewałam ;) i teraz będziemy podobnymi "żabami" jeździć! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Poproś koty, żeby Ci przesłały telepatycznie trochę dobrych fluidów albo znajdź jakiegoś "przytulnego" miejscowego i weź go... na kolana :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Konnichiwaaaaa, Panie Globtrotuarze Hołubiący Swojego Cykora! Mam nadzieję, że nissanek się sprawuje, a szanowne kolanko się relaksuje. :)
    Trzymam kciukasy!

    OdpowiedzUsuń
  13. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń