poniedziałek, 28 lipca 2014

Jak gawron w gnat - appendix

Wróciłem z Yoyogi do mojej okolicy i w ulubionej od trzech dni izakaya (knajpce) przymierzyłem się do okonomiyaki.



Mało nie pękłem, zżerając go niczym ta rdza to stare żelastwo.

W odpowiedzi na komentarz Pantery (zdrówka, Pantero!) i Rafała chcę dodać, że nie czuję się wyobcowany wśród tych pięknych ludzi. Cwałując wzdłuż i wszerz po Tokio, szukam tych kontaktów wzrokowych i kłaniam się z uśmiechem wszystkim i wszędzie. Za każdym dosłownie razem dostaję pozytywny odzew. To jakiś paradoks jest, ale otacza mnie nieustająca życzliwość! A może ja zapadłem na jakąś szajbę na punkcie Japończyków. Może ja leczenia wymagam. No i niech tak sobie zostanie. Oby nie znalazł się na to jakiś doktór!

Piękni ludzie? Dzisiaj byłem w Yasukuni shrine i muzeum Yushukan, w miejscu trędowatym, skażonym japońskim nacjonalizmem. Dzięki temu, że wcześniej przygotowała mnie do tej wizyty Ruth Benedict, zniosłem to i wyszedłem nieprzemielony. Opiszę tę wizytę w odrębnej wspominajce oczywiście. :))) Nie pytaj, człowieku, kiedy!

Appendix dotyczy wczorajszej potańcówki ulicznej. Ponieważ nie jestem gadatliwy, nie wspomniałem, że na sąsiedniej ulicy rozgrywała się podobna akcja. Ponieważ jednak nie umiem utrzymać języka za zębami, to wypuszczam kilka fotek z braku tamtych fotek. Proszę:





Tu nie było wielowarstwowych kręgów, ale wesołość nie mniejsza.

Dobranoc raz jeszcze!

11 komentarzy:

  1. Okonomiyaki ah!
    A-ah, okonomiyaki, ah!
    Okonomiyaki, ah!

    :)

    G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bukzaplac, Podrozniku, za zyczenia! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Odbior innych jest zawsze subiektywny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczęście, że nie jesteś gadatliwy. Przecież byłoby to nie do zniesienia :) Ale na szczęście piszesz !

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna opowieść radosna i nie gadatliwa. :) Ile byś nie napisał i tak będzie za mało. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobitki wyglądają jak samuraje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy istnieje żeńska odmiana samuraja?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile mi wiadomo zdarzaly sie kobiety - samuraje ale nie ma nawet oddzielnej nazwy dla nich w jezyku japonskim poniewaz wystepowaly zawsze anonimowo, w meskim przebraniu i moze dlatego......
      Moze Robert bedzie wiedzial cos wiecej na ten temat.

      Natomiast byly kobiety - ninja, nazywano je "kunoichi" a nazwa ta powstala z rozbioru na czynniki pierwsze japonskiego slowa/kanji "onna" - w kanji 女  /oznacza to kobiete/
      Pierwsza czesc znaku w hiraganie (ku), druga dla odmiany w katakanie (no) no a trzecia to kanji ー(ichi).
      Polaczone razem to "kunoichi".
      Troche to skomplikowane ale tak mi to wyjasniono prosto z Japonii.

      Usuń
    2. Kobiety (dziewczyny) mogly otrzymywac podobne szkolenie w zaklresie walk jak chlopcy ale samurajami nie zostawaly. Pelnily jednak wazne role na zapleczu i nosily nazwe 'ninja' lub 'shinabi' (i pewno 'kunoichi').
      Moze jakis wyjatek sie zdarzyl ... tylko gdzie go szukac. W historii samurajow?

      Usuń
    3. Dzięki za nowy wątek :) W książkach, które czytałem, w filmach dokumentalnych, które oglądałem, w rozmowach, które prowadziłem przed wyjazdem do Japonii, ani tu na miejscu nie spotkałem się z tym tematem. Pytałem dzisiaj czterdziestu siedmiu roninów, pochowanych w Sengaku-ji, ale milczą jak groby. Znalazłem natomiast artykuł w anglojęzycznym necie. Jutro potłumaczę i coś skrobnę. Może dla emancypacji mężczyzn połączę to z opowiadaniem o dzisiaj spotkanych bohaterach. Nawet jeśli nie jutro, to niedługo, kiedyś, za lat...

      Usuń
  8. Nawet jeśli masz szajbę na punkcie Japończyków, to jej nie lecz. Bo kto nam przybliży ten ciekawy naród w taki sposób jak Ty to robisz?

    OdpowiedzUsuń