Miniona, sobotnio-niedzielna wypełniła brzeg jeziora namiotami niemal do ostatniego miejsca. Były rodziny z dzieciakami, zmotoryzowani jednośladowcy (od harleyów aż po skuterowy drobiazg), wędkarze, duża grupa młodzieży i nawet jeden gaijin się trafił (czyli moja własna osoba). Biwakujący japońscy przyjaciele lubią się uzbrajać po zęby.
Nie zapomnę pierwszego z nimi kontaktu na kempingu w górach Ōu, kiedy to z Krzyśkiem obserwowaliśmy dwójkę turystów, którzy wywalili z dużego vana jakieś 2,45 tony biwakowego rupiecia i przez długie godziny rozbijali, rozstawiali i układali to wszystko. "To pewnie forpoczta jakiejś wielkiej grupy, która tu niebawem ściągnie po zaliczeniu okolicznych szlaków" - mówiliśmy sobie tonem znawców obozowania w lasach. A gdzież tam! Kiedy my wróciliśmy z zapoznawania się z kanionem Oyasu, państwo sąsiedztwo, nadal w dwójkę, delektowało się napojami podanymi z kompletnie urządzonej kuchni w jednym z dwóch olbrzymich namiotów. Był to jednocześnie salon ze stołem, fotelami, lampami na porę wieczorną. Brakowało tylko 50-calowego ekranu LCD. Sypialnia stała obok, połączona z salonem zmyślnym tunelikiem. Ten cały ambaras służył im przez jedną noc! Rano, kiedy wyjeżdżaliśmy na bicie rekordów, oni pakowali się do vana.
Na kempingu nad Kussharo nie brakowało wielkogabarytowych namiotów, stołów, krzeseł, grillów, wszelkiej maści lamp. Wszędzie coś się pichciło i skwierczało, ażem sobie musiał zapalić swojego Jetboila i zalać herbatę, bo gorszy nie będę, nie? Ludzie gadali, śmiali się, a grupa młodzieżowa, będąca zresztą moim zbiorowym sąsiadem, robiła sobie jakieś żarty, wyliczanki, zgadywanki i podśpiewujki nawet. Śmiali się przy tym często i oklaskiwali wzajemnie. Ale wiecie co? Było jakoś tak bezpiecznie. Niby głośno i to aż gdzieś do północy, ale jednocześnie jeden drugiemu nie przeszkadzał. Oczywiście nie rozumiałem treści rozmów i zabaw, więc nie mogę ręczyć, że nie było np. wulgaryzmów, ale podglądałem ich i wszyscy wyglądali na czujących się komfortowo. Może to tylko moje wyobrażenie o przyjaznym, zgranym i respektującym wzajemne potrzeby społeczeństwie japońskim stawia przed moimi oczyma takie miraże, ale co tam, dobrze mi z tym! Około północy wszyscy się grzecznie pożegnali, umyli ząbki i co kto tam miał brudne i poszli spać. Ja też...
Ale, ale! Nie będzie jeszcze "dobranoca", bo to retrospekcje z minionego wieczoru są!
Ja tu dopiero wstałem i jako tymczasowy wulkanolog (nie gorszy niż Pierce Brosnan - mniemam) wybieram się na dalsze badania!
Dzisiaj zaglądniemy w czeluści kolejnej kaldery. Też zapadłej. Bo wyjaśnić pragnę telewidzom- wikipedystom, że stożki wulkaniczne lubią się zapadać lub wybuchać (jak np. słynny Krakatau, który w 1883 roku pierdyknął ok 20 kilometrami sześciennymi na wysokość 55 kilometrów - proszę uważnie i z pokorą spojrzeć na jednostki!).
Po drodze docieramy do kolejnego rotenburo. Niestety plaża należy do zamkniętego ośrodka, a sam onsen jest obrośnięty drzewami. Ile widać, każdy widzi.
W Kawayu zaglądamy na chwilę do ośrodka informacji o lokalnej naturze i podciągamy się z teorii. Upał taki, że część turystów wyschła na wiór, i to w trakcie ciekawych zajęć, jak czytanie książek, podglądanie przez lornetkę czy gra na wiolonczeli.
Tak wygląda higuma, czyli hokkaidzki miś brunatny, ponoć z tej samej rodzinki co amerykański grizzly. No, to już brzmi tak, że obyśmy go tylko nie spotkali gnającego w naszym kierunku z prędkością 50 km/h! Człowiek daje na maksa jakieś 36 km/h, i to o ile ma ciemnobrązową barwę skóry. Jeśli więc zobaczymy misia z odległości 100 m i zaczniemy biec oboje w tym samym kierunku, to spotkamy się za... aaaaatam! W tym przypadku wierzę głęboko paradoksom Zenona. Achilles (miś) nigdy nie dogoni żółwia (mnie)!
A to trójwymiarowa makieta okolicy przedstawiająca położenie i otoczenie wszystkich trzech jezior parku Akan.
A tu w zbliżeniu Kussharoko. Obok tego małego półwyspu przypominającego grzybek atomowy leży mój kemping.
Z tego schematu dowiadujemy się, że wielkie temperatury, które ze skał tworzą magmę, powstają wskutek tarcia wielkich płyt tektonicznych: pacyficznej i północnoamerykańskiej. Na styku dwóch postmagmowych kopuł góry Iwo, na której gościliśmy wczoraj (Iozan) - starej, stanowiącej bazę góry i nowej, stanowiącej jej wierzchołek - występują szczeliny, którymi wydostają się na powierzchnię para i sulficzny smród. Jeszcze je obejrzymy na żywo.
Coś mi tu naukową nudą powiało! Chodźmy sprawdzić, jak piękne jest to, co począwszy od prac magisterskich, a skończywszy na nagrodach Nobla, próbują obrzydzić nam naukowcy!
Tu mały strumyk płynący przez Kawayu, z dnem zabarwionym, jakby położona wyżej stacja benzynowa miała niekontrolowany wyciek. Dzieci bez obawy moczą się w jego... ciepłej wodzie. Po lewej kolejne rotenburo na moczenie stóp.
Na pobliskim wejściu do muzeum sumo (owszem, byłem - będzie o tym kiedy indziej) miejscowa policja daje pokaz własnej postawy obywatelskiej, informując, że na lokalnej drodze wskutek nierozważnej jazdy doszło do tragicznego wypadku samochodowego. Nie to, żebym kpił ze słusznej profilaktyki, ale zwróćmy uwagę na cierpienia lekkomyślnego kierowcy!
Jadąc dalej, zachowuję szczególną ostrożność, trzymając kurczowo oburącz kierownicę i nie przekraczając 70 km/h (zawsze to szybciej od ewentualnego misia!).
Wspinam się, wciąż uważnie, na stożek wulkaniczny otaczający Mashuko i obserwuję ze słusznej wysokości analizowaną niedawno górę magmową Iwo oraz fragment jeziora Kussharo. Czyż nie chwyta za serce bardziej niż powyższe przekroje?
Wspinam się jeszcze wyżej; na tym odcinku - per pedes. O! Są schody! A schody (w Japonii) = NIEBEZPIECZEŃSTWO!
Jeszcze troszkę pod górkę i rzut oka za plecy na drogę, która mnie tu doprowadziła. Zwróćmy uwagę, proszę wycieczki, że ta niebagatelna wysokość to jedynie dzięki uprzejmości pana wulkana i jego wylewu!
Ostatnie metry...
Kiedy wspinasz się po ostatnich stopniach, pamiętając o ostrzeżeniach, jakie mogą być niebezpieczne, patrzysz raczej pod nogi, mając mocno ograniczone pole widzenia. Wyobraź to sobie, jak również to, że jest gorąco, a wiatr poleciał gdzieś w inne rejony. Powietrze stoi. Cisza. Pokonujesz ostatnie stopnie i twój wzrok wynosi się ponad krawędź tego, co było blisko ciebie. Nagle otwiera się wielokilometrowa przestrzeń pełna ciszy. Nasycona jest tak intensywnymi barwami zieleni i błękitów, że zamierasz w zachwycie, wstrzymując oddech, żeby niechcący nie zdmuchnąć tego mirażu.
Ale on nie znika. To jest rzeczywiste! Możesz oddychać! No, już! Ufffff...
Zauważcie, że gra barw i cisza na tafli wody sprawiają wrażenie, jakby zieleń otaczających zboczy była "przyklejona" do powierzchni jeziora. No, po prostu makieta. :) Tylko taka dużawa trochę.
Miałem szczęście, bo Mashuko znane jest z częstego ukrywania się we mgle. Tak, jak się zaprezentowało tego dnia - 6 lipca 2014 roku - to szczyt jego dobrej woli. :)
Zawrociła nam ta przestrzeń trochę w głowie? To dla zrównoważenia wrażenia przejdźmy do świata miniatur. Oto ciekawostka motoryzacyjna:
No to jeszcze miniaturka posiłku,
do którego ktoś podrzucił jajo! Kukułka? Ta królewna znowu?
Wracam ja na kemping. Zachodzę ja nad brzeg, a tu Kussharoko mówi do mnie: "Ja też potrafię być takie, jak Mashuko!!!" i pokazuje mi swoje lustro...
No cudne jesteś! Naprawdę! Lubię Cię!
Dobranoc!
A już myślałam że to Brytyjczycy są totalnie walnięci na temat Health and Safety czyli bezpieczeństwa :-) Widzę że Japończycy poszli jeszcze dalej. I dobrze. Mniej wypadków.
OdpowiedzUsuńJeziorko naprawdę prześliczne, i ten kolor... Chciałabym mieć takie oczy (nie takie jak na ostatnim zdjęciu tylko te wcześniejsze hehe)
Pozdrawiam!
Druga porcja zachwytu, ależ tam jest pięknie. Spojrzenie w przestrzeń po patrzeniu pod nogi jest bezcenne.
OdpowiedzUsuńBajecznie ! Co ta NATURA potrafi zdziałać, aż trudno uwierzyć...T.
OdpowiedzUsuńCo tu duzo mowic? Robi wrazenie! Piekne!
OdpowiedzUsuńWspinaczka po niebezpiecznych schodach zdecydowanie warta takiej nagrody! Piękne widoki!
OdpowiedzUsuńMini kamper odjazdowy ;)))
OdpowiedzUsuńWidoki zapierające dech ! :-)
kolory!!
OdpowiedzUsuńJak u nas jest sobota rano a u Ciebie niedziela wieczór, to gdzie ty jesteś?
OdpowiedzUsuńPięknie no "tylko" pięknie. :)
OdpowiedzUsuńPisz, pisz, pisz. Odwiedzam dzięki tobie miejsca, gdzie moja noga nie postala (tak to sie chyba mówi) i chłonę piekne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń