czwartek, 10 lipca 2014

Akan, czyli Jan Kaczmarek gościnnie

 5 lipca po niedługiej przejażdżce z parku Shirarutoro wkroczyłem na tereny należące do wulkanów.


Zatrzymałem się nad jeziorem Kussharo, będącym jednym z trzech powulkanicznych cudów Parku Narodowego Akan.



Kemping nad jeziorem położony jest tuż przy brzegu.
Mój namiot rozbiłem dosłownie 3-4 m od linii brzegowej. Większość z licznej rzeszy turystów (sobota!) zrobiła tak samo.



Kussharo jest wulkaniczną kalderą, czyli wielką dziurą powstałą wskutek zapadnięcia się wulkanicznego stożka do komory pomagmowej. W tym przypadku po zapadnięciu się stropu komory działalność wulkanu nie ustała i wypiętrzyły się nowe stożki. Proces powstawania tego jeziora wyjaśnia poniższa historyjka obrazkowa


Trudno sobie wyobrazić, patrząc na spokojne wody otoczone zewsząd bujną zielenią, że to cudo rodziło się w przerażających wulkanicznych konwulsjach.



Coś z tego katastroficznego nastroju zostało jednak w parku, bo wchodząc na spokojną ścieżkę wiodącą wokół małego półwyspu, przy którym mieszkałem, znalazłem takie oto ostrzeżenie:


Nie myśl sobie, wędrowcze, że tu tak sielsko jest. Możesz zarobić zarówno w czapkę, jak i w zadek. Strzeż się i baczność przed zjawiskami grawitacyjnymi!!!
Przeszedłem się z ostrożnością i trwogą, ale ani ja niczym nie zarobiłem, ani w nic nie przyłożyłem zadem. Wokół było sielsko i anielsko.




Natknąłem się na skałkę o niepokojąco podwójnej osobowości. Z profilu była niewinną owieczką,


lecz z amfasu zamieniała się w strasznego żabotwora.


Ta podwójna natura kamiennej postaci jest może symbolem i znakiem dwoistości natury całego parku. Posłużę się tu przykładem idącym od wieszcza. Jan Kaczmarek w tekście "Co zżera się w jeziorze" pisał (i śpiewał) analitycznie:

"A w górze słoneczko i miły zefirek
i zielsko rozrasta się sielsko.
Na zielsku nenufar, a nad nim motylek
z tą swoją słodyczą anielską."

Tak to do tej pory wygląda, nie?
A przecież:
"(...) w głębi panoszy się licho podstępne, krwiopijcze, złośliwe, nerwowe.
Siedząc w topieli niemiłej i mętnej, knuje swe plany niezdrowe!"

No to wybierzmy się na poszukiwanie tej "niemiłej i mętnej" twarzy parku Akan.
Pierwszy ślad widać tuż przy brzegu jeziora niedaleko kempingu. Oto on:


Nie wygląda jakoś "niezdrowo", prawda? W rzeczy samej. Nie jest groźny, wręcz przeciwnie, ale jest też dowodem na "licho podstępne" kryjące się tuż pod ziemią. To rotenburo - otwarty onsen zasilany geotermalną wodą podgrzewaną blisko powierzchni ziemi. Woda w nim ma ok. 40 st. C i trudno uwierzyć, że graniczy z chłodnymi wodami jeziora. Ale tak jest - dzieli je jedynie mały murek.

Mijam mokradła, przy których aż strach myśleć, co się dzieje pod ich powierzchnią.

Wieszcz przecież ostrzega:
"(...) dwa metry pod tobą w bagiennej gęstwinie,
sadyzmy! bandytyzm! bestialstwa!"

Co prawda nie bulgotowały, ale nie dajmy się zwieść pozorom i trzymajmy się lewej strony drogi!


Kolejne rotenburo, położone kilka kilometrów od mojego obozu, nie dość, że oddzielone od wód jeziora zaledwie kilkoma dużymi kamieniami, jest także ciekawostką obyczajową.


Znajduje się w wiosce zamieszkanej przez rdzenny lud Ainu i wykorzystywane jest przez nich do dziś jako łaźnia publiczna. Jest całkowicie otwarta, a część żeńską od męskiej oddziela raptem trochę większy od innych kamień (widać go pośrodku). Otwarta jest również na gaijińskich gości, bo kiedy podszedłem tam wiedziony ciekawością wyłącznie naukową, pluskający się panowie, odpowiedziawszy na kilka moich absolutnie antropologicznych pytań, zaprosili mnie do wspólnych igraszek. Arigatō, demo Iozan ni ikanakereba naranai! - przypomniałem sobie szybko jedną z trudniejszych dla mnie formułek i wycofałem się zażenowany. Obiecałem sobie jednak, że po zmroku się tu zakradnę...


Obfociłem jeszcze wyciąg z gazetki (a może raczej reklamy!) z lat 80. opowiadający o tym, jakie to ajnoskie nimfy kąpały się tu na forum publicznym. Ech, jakieś dzieci-kwiaty ichniejsze to były zapewne!
Ale miało być naukowo-szpiegowsko. Węszmy więc dalej.


Kilka kilometrów na północ od wioski Ainu znajduje się ciekawa plaża. Jeśli wejdziesz bosą stopą w jezioro, poczujesz typowy chłód. Ale zrób mały eksperyment i tuż przy brzegu wykop dziurę, która wypełni się oczywiście wodą. Jaka jest ta woda? Psssssssszszsz! Uwaga! Parzy! Ta geotermalna woda znajduje się tuż pod ziemią i tuż przy jeziorze!


Jak widać, kopaczy-eksperymentatorów nie brakuje.
Dla wygody utrudzonych wędrowców postawiono kilka takich piaskownic wokół wykopanych dziur.
Uznałem się za utrudzonego i zasiadłem na krawędzi jednej z nich.


Gorąc taki, że jajca idzie ugotować. Oto przykład:


Nie takie czarne jak w Owakudani, ale równie twarde i... smaczne!


Gorąc i suchość twardych jaj zagryza się bosko zimnymi i mokrymi lodami!


Podgrzani, po czym schłodzeni, węszymy jednak dalej. Dosłownie, bo w tej części poszukiwań włączamy zmysł węchu!
Zmierzamy w kierunku góry Iozan znanej z czarcich klimatów. Już z daleka widać kredowo-piaskowożółte barwy i kominy wyziewów.


Tu widać już gołym okiem, jakie to "licho" rządzi podziemnymi sprawami. Para wodna wyrzucana pod wielkim ciśnieniem zmieszana jest z zapachem siarki, a żółte siarczane barwy odkładają się na skałach. Towarzyszy temu ciągły hałas.



Większe emisje są odgrodzone od publiczności, ale tych mniejszych można dosłownie dotknąć. Bucha z nich para albo bulgotuje sobie woda. Są wśród nich takie maleństwa, które mają dopiero paręset lat może, ale marzą o dorośnięciu do wysokości mamuśki - Iozan



Taka to ziemia japońska - wątła skorupka na wrzątku magmy. Pełna kontrastów. Jak sami Japończycy - jej dzieci.



Postałem sobie, podumałem naukowo, doszedłem do wniosków, strzeliłem sobie autofotkę czy jak to tam Gosia nazywa,


aż tu patrzę - zmierzch. Dzieci ziemi japońskiej się zawinęły i odjechały. Zostaliśmy tylko w czwórkę, z czego dwójka marudziła, że oni gówno z tego widzą,


więc ich wyeksponowałem na dach Kurumy.


Nawet bractwo kruczo-gawronie pomyka już w stronę kempingu, coby nastroić instrumenty głosowe na niedaleki świt.


Po drodze ujęliśmy jeszcze w fotoramy wyspę (młodszy stożek wulkaniczny) na środku Kusshiroko


oraz drzemiącą sobie na redzie motorówkę.


Ha, ha, ha! Zaśmialiśmy się wszyscy w czwórkę z próbującego oszwabić nas krajobrazu! I zaśpiewaliśmy mu prosto w twarz i na cały regulator:

"Jeziora pozornie są takie spokojne,
gdy lekka pokrywa je falka,
jedynie na niby są takie cudowne:
w ich głębi śmiertelna wre walka..."

Po osiągnięciu kempingu zauważyliśmy, że nic nie widzimy, bo krajobraz się zawstydził i ukrył.


Zasypiając, majaczyłem jeszcze coś niewyraźnie:

"(...) rdza zżera stare żelastwo,
stare żelastwo zżera rdza,
rdza zżera stare żelastwo,
stare............"

Dobranoc!

14 komentarzy:

  1. ...ta cała żabowata skała bardziej przypomina mi zastygłego Chopina, no tak jakoś mi się skojarzyło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Poza podziwem dla lekkości pióra i urody zdjęć, mój niezmienny zachwyt budzi Twoje zawsze nienaganne, gładko ogolone oblicze :o)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie zachwycilo przedostatnie zdjecie, to przedwieczorne swiatlo, emanujacy z niego blogi spokoj i groznie uspione wulkany w tle. No cudo po prostu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Powielam opinię Anny Marii P. T.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nie wiem co znaczy to co powiedziałeś do panów w rotenburo. :( Wujek gugiel jest bezsilny w tłumaczeniu...
    Poza tym BAJKA!
    G.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ by się ojciec Rydzyk ucieszył gdyby u niego było tak płytkie ciepełko, Bożesz Ty Mój.
    A tak wogóle to podziwiam Robercie lekkie "pióro" i znakomitą pamięć do starych tekstów piosenek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na zadnym zdjeciu z Hokkaido nie ma ani jinji ani torii. Naprawde nie ma ich tam czy po prostu "nie weszly w kadr" ?
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. rozczuliła mnie ta marudząca dwójka :) piękna relacja, a zdjęcie z motorówką niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie, zestawienie błogich obrazków z Twoich zdjęć z przywołanymi przez Ciebie "przerażającymi wulkanicznymi konwulsjami", w jakich.powstawało to jezioro, budzi refleksje nad potęgą natury. Ech! I te opary, zapach siarki... Ekhm, diabolicznie... Dobrze, że masz ze sobą dwójkę niezawodnych przyjaciół, nie licząc Kurumki oraz odpoczywającego Karuska. :)

    Bardzo ciepłe pozdrowienia znad wiejskiego bajorka, które powstało w znacznie spokojniejszych okolicznościach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdjęcia i opis świetne. W piękne okolice dotarłeś Wędrowcze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie się czyta Twoje posty = masz lekkie pióro, o czym, śmiem wspomnieć, już dawno pisałam, przy okazji Twoich recenzji, które nam prezentowała Gosia. Zdjęcia piękne, a kamienny potwór przypomina mi raczej żabę Monikę z programu dla dzieci - może fotograf przedstawia go zbyt pochlebnie ? :)))))
    Jak włożyłeś nogi do tej wody, skoro można w niej ugotować jajka ???
    Jana Kaczmarka BARDZO lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świat zjawisk, świat piękny i niezwykły, jesteśmy szczęściarzami że możemy w nim być, przeżywać, czuć. Jesteś wielkim szczęściarzem że zapragnąłeś poczuć zobaczyć przeżyć świat tak odległy od Twojego codziennego świata.
    A my jesteśmy także szczęściarzami bo widzimy to co Ty poprzez Twój opis i obiektyw aparatu. :) Dzięki temu że potrafisz się dzielić swoimi wzruszeniami. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak ja lubię tu zaglądać codziennie, to są moje wakacje, tyle że siedzę na tyłku przy komputerze i pochłaniam każdą linijkę tekstu i każdą fotkę ...
    Cudowna pamiątka z podróży dla naszego Wędrowca :))

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja lubię to z ptakiami, bo ja lubię ruch :-)
    Autofotka - po angielsku selfie, po polsku - słitfocia :-))))))

    OdpowiedzUsuń