wtorek, 24 czerwca 2014

Logistyka w Sendai

Sendai kojarzy mi się z falą tsunami zalewającą tutejsze lotnisko, co pokazywały w marcu 2011 roku wszystkie telewizje i kanały internetowe. Poważnie zniszczony i zamknięty na miesiąc został port. Fala sięgnęła aż osiem kilometrów w głąb lądu. Setki osób zginęły, a wiele więcej zostało rannych lub bezdomnych. Każdy z nas zapewne nosi w sobie katastroficzne obrazy z marca 2011 roku. Nie trzeba przypominać. Ja byłem wtedy w tej szczególnej sytuacji, że kilka tygodni później mieliśmy podróżować po Japonii. Śledziliśmy więc z uwagą wszystkie doniesienia o zniszczeniach i radioaktywnych zagrożeniach, rozważając nieustannie, czy kontynuować przygotowania, czy zrezygnować z wyjazdu. Ostatecznie nie polecieliśmy.

Będąc dzisiaj po wschodniej stronie Tōhoku, nie sposób nie myśleć, czy zobaczę jeszcze jakieś skutki tamtej katastrofy. Po dwóch dniach pobytu tutaj, również w porcie, poza zdjęciami wywieszonymi ku pamięci tu i ówdzie, nie widziałem żadnych śladów. To miasto ma doświadczenia zarówno w prewencji, jak i w usuwaniu skutków katastrof. Tylko w ostatnich latach kilkakrotnie padało ofiarą silnych trzęsień ziemi, w tym w 1978 i 2005 roku. Było również poważnie zniszczone w wyniku bombardowań amerykańskich w 1945 roku.


Sendai dniem.





 W wydanych ostatnio kilku książkach o Japonii dużo jest treści rozliczającej rząd japoński i dyrekcję TEPCO zarządzającą elektrownią Fukushima. Pada w nich wiele zarzutów o opieszałość i dezinformację, a także o niecne wykorzystywanie ludzi pracujących przy usuwaniu szkód w elektrowni. W czarnym świetle przedstawia się organizację pomocy poszkodowanym, a nawet zarzuca się brak solidarności między Japończykami. Pojawiają się życzenia wyzwolenia społeczeństwa japońskiego spod jarzma bierności i uległości, powstania społeczeństwa obywatelskiego, mówiącego otwarcie, bez zahamowań o tym, co źle funkcjonuje w sferach rządzących i zarządzających wielkimi korporacjami.
Widzę w tych książkach wiele demagogii krojonej pod zachodniego czytelnika. Japonia, której nauczyłem się, zanim tu przyjechałem, różni się bardzo od obywatelskich społeczeństw zachodnich, których skrajnym przejawem indywidualizmu są egoizm, arogancja czy na przykład polskie warcholstwo. Według mojej wiedzy Japończycy tworzą świetne społeczeństwo obywatelskie, tyle że bliskie ideom konfucjanizmu, w którym pojęcie postawy obywatelskiej kieruje się w stronę struktury, hierarchii, współpracy i lojalności. Jak każdy model, tak i ten ma swoje negatywne strony. Ale daleki byłbym od życzenia Japończykom, aby parli w kierunku modeli zachodnich. Może skutki katastrofy będą katalizatorem ewolucji w podejściu do energetyki i bezpieczeństwa, ale nie trzeba zaraz wyprowadzać rewolucjonistów pod sztandarami na ulicę. Tego ja im życzę - wyważonej analizy i racjonalnych wniosków. Coś czuję jednak, że nie muszę im tego życzyć, bo świetnie sobie sami poradzą. :)

Sendai nocą.






Sendai założone w 1600 roku przez daimyo Date Masamune (jeszcze o nim napiszę) dzisiaj liczy milion mieszkańców, z czego około połowy stanowią piękne kobiety. Pięćset tysięcy pięknych kobiet zebranych w jednym miejscu powoduje, że nie widzi się zabytków, a zawiasy głowy i tak bolą. Skąd tyle tu urody? Może w ten miły dla oka sposób kobiety rewanżują się miastu, którego uniwersytet jako pierwszy w Japonii w 1913 roku otworzył swoje drzwi dla pań. Ludzie tutaj lansują się nie mniej niż w Tokio, a dałbym głowę (tę bolącą oczywiście), że ekstrawagancko ubranych dziewczyn i chłopaków widziałem więcej niż w Tokio. Architektoniczne centrum pretenduje do miana supermetropolii, ale w tej dziedzinie jednak z pewnością ustępuje Tokio.
Nasz niemal dwudniowy pobyt w Mori no Miyako (mieście drzew) skupiony był na załatwieniu pełnej logistyki mojego z Krzyśkiem rozstania. Oznacza to jego powrót do Tokio. Wysyłkę jego roweru do Tokio (koszmar!). Oraz mój rejs promem na Hokkaido.
Rowery trekkingowe należą do największych. Duża rama, duże, 28-calowe koła oraz wysoko w porównaniu do rowerów górskich umieszczona kierownica powodują, że po demontażu przedniego koła długość spakowanego roweru to ok. 150 cm. To wykracza poza standardy rozmiarów obsługiwanych przez firmy kurierskie. Do pociągu też się nie kwalifikuje, szczególnie do shinkansena, którym Krzysiek będzie wracał do Tokio. Nie będę wchodził w szczegóły, ale przez dwa dni, mimo pomocy Japończyka mówiącego dobrze po angielsku i pracującego w sklepie rowerowym, nie udało nam się ustalić, czy firmy kurierskie dostarczą przesyłkę bezpośrednio na lotnisko Haneda pod Tokio i w jakim opakowaniu rower powinien być przesłany (my sugerowaliśmy rower w torbie i jeszcze dodatkowo w kartonie). Kilka razy przychodziliśmy do sklepu, a nasz "asystent" prowadził niekończące się uprzejme rozmowy. Ponieważ musieliśmy w końcu wyjechać z Sendai, stanęło na tym, że rower pojedzie na adres naszej stancji w Tokio Tateishi, a opakowany będzie jedynie w folię bąbelkową. Mam nadzieję, że ta "umowa" utrzyma się do naszego powrotu do Sendai za kilka dni...
Sprawy organizacyjne zajęły nam większość czasu, ale nie mogliśmy zapomnieć w żadnym przypadku o żołądkach! Spróbowaliśmy potrawy nr 1 lokalnej kuchni, czyli gyutan (grillowane ozorki wołowe). Jak na kuchnię japońską, potrawa to względnie młoda, bo wywodząca się z roku 1948 i spopularyzowana przez restauratora z Sendai. Mięso jest krojone w cienkie płaty i w obecności klientów restauracji pieczone na węglowym grillu. Do mięsa dodaje się pikle warzywne. W naszym przypadku były to warzywa piklowane w occie oraz warzywa piklowane w paście miso (soja fermentowana z solą i grzybkiem kōjikin). Całość - rewelacja!



Ponieważ połowa wycieczki pragnęła zakosztować również sushi z taśmy, zaglądnęliśmy do siusiarni, w której miseczki z dwoma mikrokąskami jeździły sobie jak na karuzeli. Też smaczne!
Trzeba przyznać, że po dniach stołowania się na stojąco w sklepach Lawson była to iście hedonistyczna rozpusta. :)


Dla Gosi:




7 komentarzy:

  1. A ja zaryzykowalam i polecialam do Japonii ale dopiero we wrzesniu. Mialo to jedna dobra strone - samolot byl prawie pusty, kazdy z pasazerow mial miejsce lezace. W Kanagawie nie bylo zadnych specjalnych ograniczen, oszczedniej
    dzialalo oswietlenie ulic i pociagi jezdzily rzadziej ale i tak na "mojej" stacji w strone Tokyo jechalo 25 pociagow zamiast 32 !
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. No i w końcu jestem na bieżąco :-) Dzie te piękne dziewczyny????

    OdpowiedzUsuń
  3. A które ładniejsze; Komoroid'y czy Otonoroid'y :))

    OdpowiedzUsuń
  4. To teraz będziesz samotnym wilkiem! Czy w Japonii w ogóle są wilki? Mam na myśli dziko żyjące wilki, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  5. demokracja w stylu europejskim to jest stara, ewoluowana rzecz i uszczesliwianie innych tym to nieporozumienie. Do tego dochodzi sie metoda kolejnych przyblizen a i tak nie mozna powiedziec, ze jest jeden dzialajacy model, ktory bylbyw wlasnie modelem.


    i jak sprawy rowerowe? wiecej kawalkow dojechalo niz regulamin przewiduje?? babelki wygraly?
    no wlasnie - dzie te Piekne Kobiety? Cus Ci sie snilo pewnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Opakowana, no dzie, przecież JCO nie może tu pięknych kobiet pokazywać, no weź...
    To już miesiąc upłynął? Że Krzyś wraca?
    Sendai wygląda tak, jakby nic się nie wydarzyło, a przecież to tylko 3 lata!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo sprawny naród niech się lepiej nie zmienia na modłę europejską. Świetnie sobie radzą.
    Ciekawe jak rower dojedzie. :) Piękne kobiety są wszędzie. :))

    OdpowiedzUsuń