Kiedy dzisiaj rano wyszedłem z namiotu, deszcz udawał, że jest falą tsunami, a wiatr natychmiast przesunął mnie o dobre 10 metrów. Ponieważ oba zjawiska zadziałały symultaniczną siłą, a dodatkowo w czasie równym rozpadowi niestabilnej cząstki fizycznej, postałem chwilę zszokowany, trzymając się słupa wiaty, obok której spaliśmy. Zmoknąć już bardziej nie mogłem, a słup stał na dalszej drodze przesuwania mnie.
Gdzie tu, kurna, znaleźć tę wizję szklanki w połowie pełnej?!? Niechby nawet w 20% pełnej?!?
Gdzie tu, kurna, znaleźć tę wizję szklanki w połowie pełnej?!? Niechby nawet w 20% pełnej?!?
Nagle - mam!!!! EUREKA!
Przecież wiatr przesunął mnie na północ! A północ to nasz kierunek jazdy! Dzisiaj zostaniemy żeglarzami na kołach!
Zwijanie namiotu stojącego na nadmorskiej skarpie w tych warunkach pogodowych to, proszę mi wierzyć, zabawna historia. Szkoda, że nie miałem szóstej ręki i wodoszczelnego pokrowca na aparat, bo zrobiłbym kilka fotek z puszczania latawców.
Ubraliśmy się, jakby nasza wyprawa miała miejsce powyżej 70. stopnia szerokości geograficznej północnej,
rozłożyliśmy szeroko ramiona i jak porucznik Dan z Forresta Gumpa, bluźniący podczas sztormu na bocianim gnieździe, krzycząc (gulgocząc) deszczowi w twarz, że jest cienki jak jego kuzyn zamieszkujący Saharę, kazaliśmy się wiatrowi pchać z całych sił!
Siły to były zaiście zaiste! Krajobraz rozmywał się już to z powodu podświetlnej prędkości, już to z powodu wody wypełniającej nasze oczodoły. Tarcie gumy o asfalt odparowywało mijane kałuże! Na efekt nie trzeba było długo czekać. Złapaliśmy pierwszą gumę. Znaczy, Krzysiek złapał, ale cały team to przeżywał. Znaczy, ja też. Ponieważ złapaliśmy ją dokładnie przed bramą zakładu wulkanizacyjnego, poprosiliśmy o dach nad głową i parawan przed wiatrem. Po zaproszeniu do warsztatu szybko podzieliliśmy się robotą: Krzysiek zmieniał czym prędzej dętkę, a ja robiłem foty.
Udało mi się złapać w kadr pieska właściciela. Dał się też poczochrać. :) Szczęśliwa psina, bo bez łańcucha, co jest w Japonii rzadkością.
Przy okazji zwracam uwagę na wystrój warsztatu. Tego rodzaju zasyfionych punktów usługowych, jak również produkcyjnych, przypominających nasz dobrobyt lat osiemdziesiątych XX w., widzieliśmy tu wiele po drodze. Nie śmiem po kilku tygodniach pobytu tutaj wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale wydaje mi się, że to jest ta azjatycka, trzecioświatowa część Japonii, która mocno i namacalnie jest obecna w kraju z absolutnej czołówki technicznej i ekonomicznej świata. Brud, bałagan, bylejakość i brzydota to 4B sąsiadujące jak równy z równym z 4G (LTE) telefonii komórkowej i innymi cudami najnowszej, wycyzelowanej techniki.
Czy to jednak wersja 4B czy 4G, uśmiech i życzliwość są tu regułą, nawet jeśli trafiają się rzadkie odstępstwa. Panowie mechanicy-oponiarze pomachali nam, uśmiechając się i za kilkanaście minut wodolecieliśmy z wiatrem.
Dotarliśmy do Akity po godz. 13, kończąc najkrótszy z dotychczasowych etapów - 24 km. Po krótkich rozważaniach, gdzie spać, żeby się nie utopić, wybór padł na stojący obok dworca JR (PKP) hotel Alfa 1.
Wracając do tematu pogawędki, do czego służy hotel w Akicie?
Odpowiadam - hotel ma się zwrócić!
Jeżeli jeszcze dzień wcześniej skakało się do oczu oferentowi miejsca biwakowego za jedyne 129 zł, a dzisiaj buli się 12.400 ¥ (372 zł) za pokój typu twin, to nie może się przejść gładko nad taką rozrzutnością!
Jeżeli jeszcze dzień wcześniej skakało się do oczu oferentowi miejsca biwakowego za jedyne 129 zł, a dzisiaj buli się 12.400 ¥ (372 zł) za pokój typu twin, to nie może się przejść gładko nad taką rozrzutnością!
Ponieważ przyczyną zahotelowania jest nieustający opad wody, do zwrotu wydatków na pokój stosuje się następującą procedurę:
1.Weź do pokoju wszystkie sakwy, jakie dźwiga na co dzień twój umęczony rumak.
2. Otwórz wszystkie "jak szeroko", doprowadzając do natychmiastowego zaparowania szyb.
3. Wywal z sakw każdy wilgotny ciuch, sprzęt, wykałaczkę, inny drobiazg, czyli dosłownie wszystko.
4. Rzeczy nienoszone, lekko zalatujące grzybem rozłóż oddzielnie do przewentylowania na wolnej powierzchni.
5. Rzeczy nierokujące nadziei, jak: rękawiczki rowerowe bezpalce, na które cztery dni temu podczas posiłku spożywanego w pośpiechu i na kolanach wylała się znaczna część sosu rybnego; ręcznik, na którym wczoraj nieopatrznie przysiadł sobie japoński dyndas i który w związku z tym wiozłeś, mimo deszczu za sobą jak flagę narodową; białą niegdyś koszulkę sportową, która wchłonęła spore ilości kremu anty-UV w pamiętne, pogodne dni - weź i wrzuć do wanny.
6. Nie masz wiele czasu (do rana ma być wszystko suche), więc nie patrz na kolory, temperatury prania zalecane przez producentów chińskich. Po prostu wpieprz to wszystko hurtem do wanny.
7. Zalej obficie płynem dostarczonym przez obsługę hotelową. Może być szampon albo mydło. Najlepiej jedno i drugie.
8. Zalej gorącą wodą na 10 cm.
9. Następnie przypomnij sobie jedno z niżej wymienionych działań:
jak się urabia kapustę na kiszenie,
jak mając dwa latka wskakiwałaś/eś do brodzika i szalałaś/eś z radości,
jak się tańczy twista, jive'a, lambadę, salsę (pomiń poloneza, bo się do rana nie wyrobisz),
10. I skacz, tańcz, baw się! I hopsa! I skoksa! I hyc do przodu! O kurna, ślisko tu! I fikołek!!! Żartuję. :))
11. Powtórz trzy razy, nie dolewając już płynów myjących.
12. Jesteś zmęczona/y? Nie wykręcaj! Zgarnij na bok, samo spłynie! Woda z Ziemią jeszcze nie wygrała na przyciąganie!
13. Do przyśpieszenia procesu suszenia użyj żelazka naściennego oraz suszarki do włosów (nada się do butów, bo do żelazka nie chcą wleźć!).
Efekt - czysty i suchy zysk! To, co ciapkało i mlaskało oraz rozwijało grzybnię w torbach. jest pachnące i przede wszystkim suche! Jedyna strata w stratowanej czapce, która z modelu "bejsbol" zamieniła się na "skateboard", czyli dolega jej to, co pralce babci Zenona Laskowika - falka jej się wyprostowała! Przekręci się na bakier, to i pasować będzie i człowieka odmłodzi!
Co mokre, niech się suszy. Takie jest prawo cyklu. Jutro będzie odwrotnie. My głodni, za poradą (osusume) recepcjonistki idziemy sobie upiec okonomiyaki. Mijamy kilka przecznic i widzimy kanji, które nam pani narysowała na kartce. Przed knajpką głośnik gra w kółko hymn na cześć okonomiyaki, znaczy trafiliśmy dobrze.
Knajpka mała, rodzinna, przytulna. Tu kapie na ławkę woda z klimatyzacji, tam zwisa kabel, którym przesyła się coś z czegoś do czegoś, tu wiszą zdjęcia tak wyblakłe, że nie założysz się, czy to dania do wyboru, czy materiały budowlane z pobliskiego sklepu. A co jest w tym japońskiego, a może nawet azjatyckiego? A to, że żarcie jest niebiańskie! Zamawiamy dwie miski surowca do smażenia. Pani włącza płytę grzewczą zajmującą centrum stołu i odchodzi, zostawiając obowiązkowe dwie szklanki zimnej wody. Po chwili przynosi zestawy chizu (serowy) i mikusu (mix). Znajdujemy w nich kiełki, pędy, sery, mięsiwo morskie i lądowe, no i obowiązkowo - jajko jako jakieś spoiwo. Mięszamy i mięszamy, i chlast na płytę. Łopatkami układamy dowolny kształt placka-omletu, czyli okrągły, i odczekujemy 7 minut na zwarcie masy.
Czas wypełniamy obserwacją otoczenia, które, co mi się jeszcze w Japonii nie zdarzyło, składa się wyłącznie z uczennic w wieku gimnazjalnym. Gadają, śmieją się i pieką placki. Przyszłe koło gospodyń wiejskich? Co ciekawe, na późniejszym spacerze w innych knajpkach widzieliśmy nadprogramowo dużo podobnej młodzieży obu płci. W mundurkach i spódniczkach. Takie widać miasto Akita.
Placki dochodzą, więc my je siup, na drugi boczek, i dalej czekamy.
Oczekując na drugostronne dojście placka, zauważamy, że Michael Jackson się zaciął i w kółko powtarza tę samą piosnkę - Billie Jean. Do końca konsumpcji wysłuchaliśmy znanego przeboju tak ze czterdzieści razy. Nikomu to najwyraźniej nie przeszkadzało, a i tantiemy niższe od takich emisji. Ciekawe, co nucą akickie dziewczęta, wracając po szkole do domu...
Kiedy idziemy za potrzebą, zauważamy ciekawą innowację klozetową, co jak wiadomo powszechnie, jest silną stroną Japonii. Jakiś murarz-kafelkarz-malarz-artysta umieścił klop kucany na wysokości klopa siadanego. :))) No ja przepraszam! To jak panie mają z tego korzystać??? Mam na to pomysły, ale każdy z nich grozi kalectwem lub zarazą. :)))
Okonomiyaki doszły, kroimy je łopatkami i polewamy kawałki różnymi sosami o smaku ketchupu pomieszanego z sosem słodko-kwaśnym produkcji tajskiej. Jest też wersja majonez, ale z niej nie korzystamy, bo zbyt swojska.
Niebo w gębie! Niebo w gębie! Niebo w gębie!
Wymieniamy miseczki z surowcem i rozpoczynamy smażenie ponownie. Michael zacięcie śpiewa Billie Jean. Dziewczyny chichoczą. Pani donosi wodę. Jest sucho, ciepło i błogo...
Co za uroczy zbieg okolicznosci, ze guma raczyla sie zlasowac w sasiedztwie wulkanizatora! To sie nazywa miec szczescie w nieszczesciu. :)))
OdpowiedzUsuńPiesek podobny do Rufiego.
OdpowiedzUsuńHotelowa doba wielofunkcyjna jak widać się przydaje.
Głodna jestem.
OdpowiedzUsuńWszystko super, tylko, szkoda, że tak leje. A, jak tam dalsza pogoda się zapowiada? Uwierzyłam GosiAnce, że mój Wu by nie umarł z głodu w tej Japonii, bo, jak pokazała te miseczki dziś i te odrobinki jedzenia to minimum 30 by musiał pochłonąć, żeby się nasycić. Ten placek wygląda smacznie, no i ma rozmiary słuszne. Ja to bym żyła cały czas na sushi, bo uwielbiam:))) Życzę lepszej pogody, żeby nie pleśnieć zbyt mocno.
OdpowiedzUsuńdługo tak będzie padać?? przecież to już prawie lato, a nie jesień!
OdpowiedzUsuńPranko rzeczywiście kolorystycznie dobrane znakomicie , a jak się wam stópki przy tym pięknie wymoczyły :)
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze że zawsze jestecie w stanie znaleść argument że ta szklanka jest pełna ;) Pełna niezapomnianych wrażeń :)))
Ważne że sucho nie pada i nie wieje a jedzenie rozmiarów sporych bo i apetyt musi być przy takiej wietrzno wodnej podróży. :)
OdpowiedzUsuń...z tym zakładem wulkanizacyjnymi to tak samo jak u nas z synem szklarza, który na urodziny dostał procę, he he he...
OdpowiedzUsuń...takiego programu prania nie znałem, ale pewnie sprawdzi się z moją 31. cm stopą..
3XL, to lepsze, niż automat! Tylko co z wirowaniem? Piruecik zakręcisz?
UsuńNie wierzę, że Chłopaki nie przewidziały pory deszczowej. Zaraz przetną jakiś równoleżnik, czy inny południk i wykiwają klimat.
OdpowiedzUsuń..."W mundurkach i spódniczkach"... obie płcie. Biedne chłopaki, biedne ptaszki :))) zmoknięte piórka tylko rwać.
OdpowiedzUsuńJakoś mi się udziela to mokro i mokro, i do domu daleko czytając te relacje. Życzę wiec trochę słonecznego uśmiechu japońskiego słoneczka w mundurkach i spódniczkach :D
Tak się uśmiałam z tej relacji, że aż chrumknęłam, zdradzając tym samym moim kolegom w pracy, że co jak co ale pracą to ja się dziś nie zajmuję.. Nadrabiam zaległości z relacji. To mòj sposób na pełną szklankę - lubię poniedziałki :)
OdpowiedzUsuńZ soboty: WKS - Japonia 2:1
OdpowiedzUsuńpozdro Roman