Nie będę zbyt oryginalny, jeśli powiem, że czas szybko leci i nieubłaganie doleciał do końca pierwszej tercji. Bardzo przykrego końca, bo pożegnałem dzisiaj rano moją towarzyszkę podróży i konkurentkę od obiektywu, moją ukochaną muzę, od której codziennie uczę się uważnego patrzenia na świat.
Nasza podróż była cudowna i dała kolejny dowód na to, że potrafimy wspólnie cieszyć się światem, obserwować go, analizować, obgadywać, jaja sobie z niego robić i przeżywać. Zobaczyliśmy w ciągu tego miesiąca bogaty kalejdoskop miejsc, spotkaliśmy wielu ludzi, z którymi mogliśmy porozmawiać lub choćby ich poobserwować. Długo będzie co wspominać i opisywać.
Mimo że Moja Muza często właziła mi w kadr (o czym już wspominałem),
oraz robiła znienackowe foty, kiedy się człowiek rozglądał po horyzontach,
to przyjazna konkurencja o plener, kadr, światło, scenkę sytuacyjną, plakacik itp. fajnie nas nakręcała. Dzisiaj poleciała do domu pod opieką żabki Kaeru i tu był ostatni moment, kiedy się widzieliśmy.
Teraz, kiedy to piszę dolatuje do Frankfurtu, a tam już rzut kamieniem do domu, w którym czeka cała załoga G! Niech wszystko pójdzie gładko! Dziękuję Ci bardzo za ten miesiąc!
Zanim Gosia odleciała, powitaliśmy wspólnie Krzyśka. Po pożegnaniu Gosi wróciłem i popracowaliśmy nad zmieszczeniem jego roweru do torby rinko bukuro. Niestety próba nieudana, bo zabrakło kilku centymetrów do dopięcia zamka.
Musieliśmy więc później podjechać do centrum miasta, żeby kupić większe torby. Przy okazji Krzysiek zobaczył rozświetloną Shibuyę. Na żywo naprawdę robi wrażenie!
Jutro walczymy dalej z pakowaniem rowerów i nadaniem ich do Niigaty nad Morzem Japońskim, bo ze względu na nadchodzącą porę deszczową, tam chcielibyśmy uciec i zacząć jazdę rowerową. Linie kolejowe są wyjątkowo rygorystyczne i niechętne rowerom, więc nie wiemy, jak to wyjdzie. Przykład podejścia JR Lines do przewozu rowerów widać tu:
Ten plakat mówi, jak nie wolno wozić rowerów, ale niestety nie wyjaśnia, jak wolno je wozić. I dokładnie tak to wygląda z moich dotychczasowych rozmów. Klapa ma całej linii. Ale jakoś to będzie...
No to teraz wolno palić... :)
OdpowiedzUsuńZlecial miesiac jak mgnienie oka! Dla Ciebie jednak to nawet nie polmetek tej zajmujacej podrozy. Naostrz wiec pioro i dalej sprawozdawaj, co tam w dalekowschodnim swiecie sie wyprawia.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się męski punkt widzenia, a teraz doszła jeszcze jedna para oczu, więc już się cieszę na te opowiesci. Licze na to, że nadal będą zajmujące i ciekawe, choćby dlatego, że są o kraju tak kulturowo różnym dla nas. :)
OdpowiedzUsuńDzień dobry! :)
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o Swojej Muzie. :)
Powodzenia z przewozem rowerów!
Na cześć Nowego na pokładzie - hip hip! )
OdpowiedzUsuńRozbudziłeś apetyty, teraz dawaj wpisy! :P Ale najpierw życzę Wam szybkiego uporania się z torebusiami. :)
Powodzenia, włóczyrowery!
PS. Wspólne zdjęcie, gdyście już oddzieleni, jakoś tak chwyta za serce...
Uściski!
Wszystkiego dobrego na drugą tercję podróży i wielu sposobności do opisywania wrażeń! A tymczasem my, tu w blogosferze, niecierpliwie oczekujemy pierwszego wpisu zza drzwi Twojej Muzy.
OdpowiedzUsuńszczęśliwych powrotów, Waszych też gdy już przyjdzie pora! a teraz powodzenia :) Gosia już chyba ląduje za chwilę?
OdpowiedzUsuńHej Robercie , bardzo mnie wzruszyłeś pisząc o swojej Muzie :-D
OdpowiedzUsuńWpadłam się przywitać i nadrabiam zaległości ;)
Znam historię tylko z Gosinych relacji , teraz będę jeszcze tu zaglądać i kibicować :-D
Pozdrawiam ciepło Ciebie i kolejnego towarzysza podróży Krzyśka ! ;)
I ja się wzruszyłam... Swoją drogą, jaka ja wolna jestem w czytaniu Twojego bloga. Ale spoko, jeszcze tylko kilka dni i dojdę w końcu do końca, czyli początku, czyli ostatniego wpisu, huraaa
OdpowiedzUsuń