W Kameoka na placu zabaw budzimy się o 6. rano - jak zwykle ostatnio - przy wspaniałej pogodzie.
Słońce nieśmiało łypie zza chmur, lekki wicherek operuje we właściwym kierunku. Mamy ok. 60 km do onsenu, przy którym chcemy się zatrzymać. Wyruszamy, a trasa niech opowie się sama.
Po dotarciu na miejsce stwierdzamy, że onsenu nie ma albo dobrze się ukrył. Podpytujemy miejscowych: sumimasen, kono heya ni onsen wa doko desu ka. Jedna z pytanych pań opowiada coś o parku i wskazuje kierunek oraz odległość. Jak psy myśliwskie chwytamy trop i po kilkunastu minutach jazdy docieramy do ślicznego parku Mato.
Słońce nieśmiało łypie zza chmur, lekki wicherek operuje we właściwym kierunku. Mamy ok. 60 km do onsenu, przy którym chcemy się zatrzymać. Wyruszamy, a trasa niech opowie się sama.
Zwrócę uwagę, że pojawił się nowy akcent - flaga biało-czerwona. |
Tradycyjnie najpierw wybieramy miejsce noclegowe, tym razem na maleńkiej wysepce połączonej z resztą parku małym mostkiem. Zaklepane! Nikt tam już nam wchodzić nie będzie!
Idziemy pod obiekt z bieżącą wodą i robimy to, co robić należy, jak się nie znalazło kąpieliska - uruchamiamy wyobraźnię:
To jest nasz dzisiejszy onsen. |
To jest wanna, która umyje całe ciało. |
Jak nie pieprznie w naszą wysepkę 100 m od nas!!! Pozbierałem się jakoś z podłogi i mówię Krzyśkowi "Na wyspie chyba nie śpimy, zresztą chyba jej już nie ma. Tak to w Japonii bywa."
Czekamy dalej. Leje masakrycznie z półtorej godziny, po którym to czasie w Polsce ogłoszono by zatopienie połowy domostw. Łupie z nieba, ale tak jakby coraz dalej. Każda burza musi odejść. Ta dodatkowo przegrała z nami w pokerka. :) Przestało padać.
Idziemy w ciemny teren. Gąbka. Idziemy na wysepkę (przeżyła). Gąbka z jacuzzi. Wznosimy się na wyższy poziom. Twardo. Rozbijamy się. Po ustawieniu namiotów stwierdzamy dwie rzeczy:
a/ mieliśmy cholerne szczęście, że nie rozbiliśmy się za wcześnie;
b/ nad nami czyste, roziskrzone niebo!
a/ mieliśmy cholerne szczęście, że nie rozbiliśmy się za wcześnie;
b/ nad nami czyste, roziskrzone niebo!
...widac czasami nie ma się co śpieszyć. Egzotyczne miejsce to i burza egzotyczna, he he he...
OdpowiedzUsuńJak wyscie po ciemku te namioty rozbijali? Po omacku? Po palcu?
OdpowiedzUsuńno to się udało wygrać z burzą :)
OdpowiedzUsuńtrasa pieknie opowiedziała się sama :) dzielni jesteście!
OdpowiedzUsuńPewnie jakiś potwór próbował was namacać po omacku paluchem celując, był blisko ale nie trafił. :)
OdpowiedzUsuńWażne że sucho i ciepło i niebo rozgwieżdżone i czas w drogę z :):)chami. :)
Na pocieszenie - u nas też jest zimno, a padać ma za 1 lub 2 dni...niestety.
OdpowiedzUsuńŻyczę sympatyczniejszej pogody, bo pogoda ducha Was nie opuszcza - na szczęście! T.
Od razu przyuważyłam flagę biało-czerwoną. Ciekawe, czy wiedzą tam skąd ona?
OdpowiedzUsuńCiekawe jak się czuliście budzą się i sprawdzając gdzie właściwie stoi namiot, myślę, że to niesamowite uczucie ;-)
OdpowiedzUsuńU nas tak w parku nie można się przespać. Gdyby było można już by pewnie parku nie było. Droga snuje piękne opowieści.
OdpowiedzUsuńNo, udało Wam się! A trasa piękna...
OdpowiedzUsuńA mnie cały czas zastanawia, czy w nocy jesteście jakoś połączeni z rowerami (linka, nitka, telepatia?) celem ewentualnego przeciwstawienia się zaborowi mienia. Hm. Bez odbioru. Ale zapisuj pytania, zapisuj, Włóczęgosie, może kiedyś odpowiesz. ;)
OdpowiedzUsuńPS. Czytanie jest w porzo, tym bardziej do takiej poduszki! ;)