czwartek, 19 czerwca 2014

Grom z ciemnego nieba

W Kameoka na placu zabaw budzimy się o 6. rano - jak zwykle ostatnio - przy wspaniałej pogodzie.


Słońce nieśmiało łypie zza chmur, lekki wicherek operuje we właściwym kierunku. Mamy ok. 60 km do onsenu, przy którym chcemy się zatrzymać. Wyruszamy, a trasa niech opowie się sama.







Zwrócę uwagę, że pojawił się nowy akcent - flaga biało-czerwona.
Po dotarciu na miejsce stwierdzamy, że onsenu nie ma albo dobrze się ukrył. Podpytujemy miejscowych: sumimasen, kono heya ni onsen wa doko desu ka. Jedna z pytanych pań opowiada coś o parku i wskazuje kierunek oraz odległość. Jak psy myśliwskie chwytamy trop i po kilkunastu minutach jazdy docieramy do ślicznego parku Mato.
Tradycyjnie najpierw wybieramy miejsce noclegowe, tym razem na maleńkiej wysepce połączonej z resztą parku małym mostkiem. Zaklepane! Nikt tam już nam wchodzić nie będzie!


Idziemy pod obiekt z bieżącą wodą i robimy to, co robić należy, jak się nie znalazło kąpieliska - uruchamiamy wyobraźnię:

To jest nasz dzisiejszy onsen.
To jest wanna, która umyje całe ciało.
Kiedy tak sobie wyobrażamy oraz spożywamy zalewajkę na betonowych ławeczkach, zza pobliskiej góry rozbrzmiewa głośne badabum! W Polsce byłby to grzmot, a tu?!? Tym razem też. :) Żaden potwór i disaster, po prostu idzie burza. Wstrzymujemy więc działania siedliskowe i mówimy burzy pokerowe: czekam! Ona zaś nie wytrzymuje i się rozpętuje. Ale to znaczy - tak na poważnie. Leje i wali dookoła.


My nic. Czytamy coś niby do poduszki.


Jak nie pieprznie w naszą wysepkę 100 m od nas!!! Pozbierałem się jakoś z podłogi i mówię Krzyśkowi "Na wyspie chyba nie śpimy, zresztą chyba jej już nie ma. Tak to w Japonii bywa."

Czekamy dalej. Leje masakrycznie z półtorej godziny, po którym to czasie w Polsce ogłoszono by zatopienie połowy domostw. Łupie z nieba, ale tak jakby coraz dalej. Każda burza musi odejść. Ta dodatkowo przegrała z nami w pokerka. :) Przestało padać.

Idziemy w ciemny teren. Gąbka. Idziemy na wysepkę (przeżyła). Gąbka z jacuzzi. Wznosimy się na wyższy poziom. Twardo. Rozbijamy się. Po ustawieniu namiotów stwierdzamy dwie rzeczy:
a/ mieliśmy cholerne szczęście, że nie rozbiliśmy się za wcześnie;
b/ nad nami czyste, roziskrzone niebo!

Noc jest spokojna, a ranek ujawnia, że spaliśmy obok parkowej sceny i alei starych drzew




11 komentarzy:

  1. ...widac czasami nie ma się co śpieszyć. Egzotyczne miejsce to i burza egzotyczna, he he he...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wyscie po ciemku te namioty rozbijali? Po omacku? Po palcu?

    OdpowiedzUsuń
  3. no to się udało wygrać z burzą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. trasa pieknie opowiedziała się sama :) dzielni jesteście!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie jakiś potwór próbował was namacać po omacku paluchem celując, był blisko ale nie trafił. :)
    Ważne że sucho i ciepło i niebo rozgwieżdżone i czas w drogę z :):)chami. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pocieszenie - u nas też jest zimno, a padać ma za 1 lub 2 dni...niestety.
    Życzę sympatyczniejszej pogody, bo pogoda ducha Was nie opuszcza - na szczęście! T.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od razu przyuważyłam flagę biało-czerwoną. Ciekawe, czy wiedzą tam skąd ona?

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe jak się czuliście budzą się i sprawdzając gdzie właściwie stoi namiot, myślę, że to niesamowite uczucie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas tak w parku nie można się przespać. Gdyby było można już by pewnie parku nie było. Droga snuje piękne opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  10. No, udało Wam się! A trasa piękna...

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie cały czas zastanawia, czy w nocy jesteście jakoś połączeni z rowerami (linka, nitka, telepatia?) celem ewentualnego przeciwstawienia się zaborowi mienia. Hm. Bez odbioru. Ale zapisuj pytania, zapisuj, Włóczęgosie, może kiedyś odpowiesz. ;)

    PS. Czytanie jest w porzo, tym bardziej do takiej poduszki! ;)

    OdpowiedzUsuń