czwartek, 26 czerwca 2014

Matsushima, ahoy!

Żeby tworzyć impresje z Matsushimy, trzeba było tam dojechać i dojść.




  
W nagrodę był kemping.
Nie dość, że śpimy legalnie,


że znowu w cudownym miejscu,


że całkowicie sami,


to jeszcze nie musimy się zwijać codziennie, bo zakwitowaliśmy sobie trzy noce, po pięć stów (15 zł) za noc na łeb. Dobrą stroną tych trzydniowych wczasów jest fakt, że na pewno nie zapomnę śledzi przez kilka dni. :)

  
Tylko w naszym stawiku coś nocami żęhoce!


Krzychu twierdzi, że to wygląda tak:


Ja twierdzę, że inak:


W sumie nie wiadomo, bo nikt z grupy nie odważył się podejść gada. Żęhot jest identyczny z tym, jaki wydawał z siebie niedźwiedź żarłojad przed kilkoma dniami! To może być więc ten typ niedźwiedzia, ale nie większy niż 15 cm, bo trawa jest niska, chyba że on się zakopuje na dzień, a w nocy powstaje. Tak sobie wieczorami właśnie spekulujemy na dobry sen.


Jak rano wstajemy, to najpierw sprawdzamy, jak działa kemping.



Potem idziemy coś robić. Matsushima oferuje trochę więcej niż wysyp wysp.




Na przykład - jemy. Nad Morzem Pacyficznym bardzo smakują owoce morza.

Tu spożywamy ze wzdrygiem małże smażone w głębokim tłuszczu.


Panierka raczej od schabowego niźli od tempury. Do tego przychodzą warzywka piklowane, ryż oraz zupka miso z muszelkami. Mlaskamy, aż się kucharka cieszy, że gaijinom smakuje. 


Tu wchłaniamy małże w jajcu i ryżu (ja) oraz tuńczyka a la sashimi też na ryżu (Krzych).


Na przystawkę idą dwie ślompy małży wślizgiwanych w sosie słodko-kwaśnym. Zupka i warzywka jw.


Zaś dwie wielkie krewety obsmażone jww. (2 x wyżej). Reszta bez zmian.


Czasem zagryziemy jakimś fistaszkiem podpiekanym z kombu.


Monotonne, co nie? :))) 

Kiedy sobie podjemy na morską modłę, sprawdzamy, jak się w mieście zachowywać.





To w nas znowu pobudza apetyt, więc idziemy na lody.


Co za pech Gosiny! Całą Japonię bidula zjeździła za zakręconymi smakami i nic! A tu masz! O smaku soi, o smaku ryby, o smaku pomidora! No raj szalonego lodziarza!
Ile można jeść?!? Zwiedzamy! Uczymy się historii. 
Dawno, dawno temu, w odległej... Japonii


żył jednooki daimyo (pan feudalny) i zdolny strateg zarówno w polityce, jak i w polu walki - Date Masamune (tak, ten sam, który założył Sendai) (tak, najpierw nazwisko, a potem imię).


Władca ten zrobił wiele dobrego dla całego regionu, w tym dla Matsushimy. Przywrócił na przykład świetność podupadłej w czasie wojen domowych, poprzedzających epokę Edo, świątyni Zuiganji (niegdyś Enpukuji). Zuiganji jest dzisiaj jedną z najważniejszych świątyń w Tōhoku. Niestety, trafiliśmy na remont głównego pawilonu, ale i tak pozostały obszar jest bogaty w zabytki.


 

Przed świątynią oczywiście bazarek. Kupiliśmy tu fistaszki z kombu i spróbowaliśmy warzyw piklowanych w miso. Coraz bardziej smakuje mi ta przekąska.


W przedsionku do świątyni zdejmujemy obuwie. Kto zostawił tu te słomiane kamasze? Jeśli czytaliście wieści z półwyspu Oga, to już wiecie!


W tym wizerunku Jizo uwiecznił się 117. przywódca świątyni. Obdarzony wyjątkowo długim życiem skamieniał jako opiekuńcze bóstwo długowieczności. Za życia, w okresie wojen domowych i głodu, poświęcał się pomocy dzieciom, prowadząc schronisko.


 Przywódcy tej świątyni lubili się uwieczniać w figurach i obrazach.


A tym palankinem niesionym przez cztery osoby szefowie podróżowali wygodnie (?) do Sendai (32 km!).


Mauzoleum Megohime, żony Date Masamune (oprócz żony miał kilka konkubin i wiele dzieci).


W skałach otaczających świątynię od XII w. wykuwano nisze w celach ceremonii pogrzebowych i składania prochów zmarłych. Ilość i głębokość tych nisz dowodzi, jak plastyczna to skała i nie dziwi, że morze w tym materiale wyrzeźbiło taki urodzaj pięknych wysp.





Kuzyn Gongena z Yoshino?

Przestraszeni opuszczamy Zuiganji.
  
Włóczymy się bez celu i sensu. Zaglądamy do portu.


Kolejna wycieczka i kolejna zbiorowa pamiątka.

  
A całe to nasze błądzenie pod czujnym okiem żabki Kaeru. :) 



Dobranoc...

12 komentarzy:

  1. Lody o smaku śledzia, bleeeeeeee....
    Dziękuję Robercie za wylosowanie mojego numerka wczoraj :-) Niedługo będę zajadała kit kata o smaku herbaty, juhu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Te szyldy nie sa wcale czytelne, choc zdawaloby sie, ze to przeciez tylko obrazki. Na tym jednym to co jest: uwaga, pedofile porywaja dzieci do lasu? A zaraz pod spodem: miej oczy otwarte na podejrzane typy w kapeluszach?
    Mogles choc przetlumaczyc napisy, bo my niekumate. :)
    Boszszsz... nieslodkie lody! Fuj!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie zawsze zadziwiała łatwość przyzwyczajania swojego smaku do wymogów smakowych kuchni nawet egzotycznej; tam na miejscu wszystkie inne smaki jakby nakierowywały ten nasz zmysł podszeptując: to już nawet lubisz, za tym kiedyś zatęsknisz, to się tylko dobrze kojarzy... Wycieczki smakowe to też ważna część poznawania i oswajana drogi w ... inne.
    Powodzenia w następnym etapie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przy ogladaniu zdjec "jedzeniowych" uruchamia sie u mnie reflex psa Pawlowa, oj zjadlo by sie, zjadlo!!!
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszcze ci tej podróży i podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Lustereczko, pokaż przecie najfajniejszych chłopaków na świecie! :)

    Fascynujące obrazki, nie tylko ceramiczno-gastronomiczne. ;)
    Ależ podróż!

    I pamiętaj o śledziach!
    Uściski i różne pozdrowienia na dzień dobry. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę się napatrzeć na te wszystkie drobne szczególiki, które wprawiają w niemal w estetyczną euforię :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kaloszki słomiane nosiły POTWORNE POTWOTY (obejrzałam zdjecia - to wiem!!!). Może to one ryczą, zjadają turystów, potem krótka pokuta w światyni i ... abarot...
    Chłopaki, bądźcie dzielni!!!
    Strzeżcie się słomianych KALOSZKÓW !!!
    Agnieszka z Żyrardowa

    OdpowiedzUsuń
  9. Wracam do mitologii Japońskiej zaraz wyciągnę z ukrycia :). Super i piszesz super ale co ja tam będę wychwalać. :) Z ciekawością czytam i tyle. :) A obrazki? tu zgadzam się z Panterką. :))

    OdpowiedzUsuń
  10. ta panierka to bulka tarta panko, super fajne to.
    Pejzaze cudne!

    OdpowiedzUsuń
  11. To nie malze byly a ostrygi, najwyrazniej tam hodowane, nawet zdjecie hodowli zrobiles :)

    Pozdrawiam
    Iwona P z Perpignan, Francja

    OdpowiedzUsuń