piątek, 20 czerwca 2014

Jak wielka lokomotywa zaparkowała w sześćdziesięciometrowym kanionie

Gwiazdy owszem były (chyba że to coś świeciło z niedoboru witamin na przykład), ale obudziliśmy się pod delikatną kropelką na tropiku. Burza, sfoszona za przegraną, ani myślała wracać. Wiem, że część z szanownych radiosłuchaczy martwi się, że deszcz, że wiatr, że ogólnie pora deszczowa i różny disaster. Uwierzcie mi - brzydka pogoda to tylko stan umysłu!

Ile to razy siedząc w domu, patrzyliście na maleńkie drobiny wody lecące DLA WAS prosto z nieba i mówiliście sobie, że psa by nie wygonił w taką pogodę! A przecież wystarczy założyć kurtkę, nieprzemakalne chodaki i tam, na zewnątrz, robi się całkowicie inaczej. Może to wszystko wina szyby... Nie wiem. Wszystkim wątpiącym i współczującym (oraz wszystkim wszystkim) dedykuję tekst po linii The Beatles, tym razem pióra Lennona.

RAIN

If the rain comes they run and hide their heads
They might as well be dead
If the rain comes, if the rain comes

When the sun shines they slip into the shade
(When the sun shines down)
And drink their lemonade
(When the sun shines down)
When the sun shines, when the sun shines

Rain, I don't mind
Shine, the weather's fine

I can show you that when it starts to rain
(When the rain comes down)
Everything's the same
(When the rain comes down)
I can show you, I can show you

Rain, I don't mind
Shine, the weather's fine

Can you hear me, that when it rains and shines
(When it rains and shines)
It's just a state of mind.
(When it rains and shines)
Can you hear me, can you hear me?

Warto posłuchać w necie albo z płyty. Świetna muza, zapowiadająca psychodeliczny okres Beatlesów. (...) it's just a state of mind (...) - ta fraza zawsze podobała mi się najbardziej - to tylko stan umysłu.

Wracamy do realu. Wyruszamy z parku Mato do zidentyfikowanego na mapach i przewodnikach kempingu Oyasu. Wszyscy już jednak wiedzą, jak to jest - są 3 możliwości:
a/ kempingu nie ma na tym świecie; 
b/ kemping jest, ale wymarły i zakluczony na wszystkie spusty; 
c/ kemping jest i działa (hahahahahahha!).

Najsampierw konsumujemy małe co nieco w naszej ulubionej restauracji.


 Potem po prostu pedałujemy, a opowieść Drogi snuje się sama:





Spotykamy pierwszego w tym kraju policjanta.


W sumie nic do nas nie ma, więc jedziemy dalej jakby nigdy nic.

Ten znak informuje, jak zmienić opony z lewych na prawe bez zatrzymanki.


Zbieramy materiały do pracy doktorskiej Gosi.



Powoli wtaczamy się w krajobrazy górskie.



Robią się coraz bardziej wypukłe, aż w miejscu domniemanego kempingu znajdujemy wyciąg narciarski. Żeby nie było, że to Alpy - jesteśmy na wysokości 350 m n.p.m.



Wiadomo z geografii, że wyciąg narciarski nie wyklucza kempingu, choć rzadko występują wspólnie. Tym razem występują! Recepcja otwarta, a w niej sympatyczny starszy pan zaprasza nas i kasuje po 8 stów (~25 zł). Co za to mamy? Prywatny onsen na świeżym powietrzu! Pralkę i suszarkę (na monety, ale takie malutkie :)) oraz spanie w piaskownicy!

Oto on sam - onsen.



Oto one samowtór - pralka i suszarka.


Oto nasza piaskownica.



Dodawać nie trzeba, że skorzystaliśmy z wszystkiego!




Ponieważ zajechaliśmy tam ok. godz. 11 (tylko 34 km pod górkę), do 14 byliśmy rozbici (namioty w sensie), oprani i wymoczeni. Czas nastał na zapoznanie się z głównym celem naszego przystanku - Kanionem Oyasu.

Kanion jak kanion, taka szczelina w skałach wymyta przez rzeczkę. No to o co się rozchodzi?! Ano o to, że ten kanion bucha parą jak Tuwimowska lokomotywa! Ponadto bulgotuje wrzątkiem i jedzie siarką piekielną.

Na odcinku, który wytyczony jest do zwiedzania, piekielne wycieki podgrzewają górską rzekę do temperatury miłego onseniku!




Instrukcja obsługi kanionu mówi, że wody opadowe i pośniegowe wnikają w grunt, aż gdzieś w głębinach trafiają na piekielnie rozgrzane nieprzepuszczalne skały, które gwałtownie wygotowują je, wyrzucając w kierunku powierzchni z dużą energią w postaci pary. Normalnie te zjawiska odbywają się całkowicie pod powierzchnią ziemi, ale tu trafiły na głęboki (60 m) kanion Oyasu i znalazły ujście. Część już w postaci wody (98 st. C!), a część wciąż w postaci pary.

Szkoda, że szanowny telewidz nie może w tej epistole usłyszeć dźwięków wydawanych przez strumienie pary i wody. Jakby się przyłożyło ucho do prawdziwej lokomotywy, co właśnie puszcza koła w ruch! Gorąc owszem też jest, a trzeba przez te zasłony parne czasem przebiec! No naprawdę - jest efekt!





Tu i ówdzie do rzeczki wpływają różnej temperatury wodocieki, przydając wodom różnych faktur.




Ogłuszeni dźwiękami i fantastycznymi obrazami wracamy do naszego onsenu kempingowego, żeby się upewnić, że woda może mieć miłą temperaturę (35 st. C) i zachowywać się cicho. Polegujemy, poziewujemy i wracamy do piaskownicy...

Dobranoc!

12 komentarzy:

  1. No nie wiem, nie wiem, Wy się lepiej zapytajcie tego policjanta, czy spacerowanie w tych piekielnych oparach nie skutkuje jakimiś belzebubskimi konsekwencjami.

    A dodatkowo zaciekawił mnie namiocik w kształcie ołówka (na 20. zdjęciu). Ciekawe, kto go zajmował. :)

    Szerokości, suchości i krajobrazości!
    A tymczasem chyba pomalutku dobranoc, globtrotuary dzielne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...a może by tak praktycznie podejść do owej pary. Napakować jej troszku do plecaka i wykorzystać kiedy będzie ciężko jechać pod górę. Żarty żartami, ale widoki piękne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Widoki jedyne w swoim rodzaju, piękne!!! T.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem, zescie byli w poblizu samych wrot piekielnych. Najpierw pomyslalam sobie, ze zazyliscie kapieli w tej siarce, dla zdrowotnosci i oczyszczenia, ale sadzac po temperaturze wyziewow, oczysciloby Was do kosci. :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za niewiarygodne miejsce! I nikt tam nie wpada, do tej siarki?
    Namiocik w piaskownicy bardzo praktyczny. W razie deszczu (tfu!) do śpiworka się nie naleje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tam też się kłaniają? :)) Ale pięknie i ciepło uwielbiam ciepło. :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Piekielnie, czy zwyczajnie, zawsze interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy Yoko Ono też tam była?

    OdpowiedzUsuń
  9. A ten text piosenki to tak "z glowy" caly pamietasz? Nie uwierze...............
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z głowy, nie z głowy ale ładnie się komponuje i poszerza tekst zasadniczy. Biedna piosenka, biedne słowa tej piosenki uwięzione w okienku :))). A.

      Usuń
  10. Robert, z przyjemnością podczytuję, kibicuję i się zachwycam.
    A ten tekst o kroplach padajacych dla NAS bardzo do mnie przemówił
    takie trochę ZEN
    trzymam kciuki za dalszą udaną wyprawę:)

    OdpowiedzUsuń