sobota, 28 czerwca 2014

2/3 marzenia



 No i stało się! Drugi etap japońskiej przygody został zamknięty. Przejechaliśmy z Krzyśkiem równo 1000 km! Od Niigaty przez wyspę Sado, na północ do Akity, przez półwysep Oga, na południowy wschód przez góry Ōu do Sendai, stąd do Matsushimy i z powrotem do Sendai!  

Było deszczowo, wietrznie, upalnie, ale przede wszystkim - idealnie :) Pogoda, poza paroma wybrykami, rozpieszczała nas. Obozowaliśmy w miejscach dzikich i pięknych i (formalnie) nielegalnych. Stres był, ale tym większa radocha!
Podziękowaliśmy już sobie za ten miesiąc przy pożegnaniu. Chciałbym tylko wyrazić tutaj satysfakcję ze zdania tak trudnego egzaminu. Być ze sobą 25 dni, 24 h na dobę i nie skakać sobie do gardeł, to wiedzieć, kiedy zagaić, a kiedy milczeć, kiedy wyrazić swoją wolę, a kiedy zejść z drogi, to widzieć zawsze rozwiązanie problemu, a nie szukać garbatego wielbłąda. I wspierać się w miejsce malkontentowywowania.




Czytałem przed wyjazdem notatki jednego z doświadczonych podróżników rowerzystów. Wypowiadał się na temat wypraw w grupie. On zdecydowanie preferuje samotną jazdę. Jeśli zaś w tandemie, to z osobą, którą bardzo dobrze zna i wie, czego się spodziewać. Nigdy za to w większej grupie. Coś w tym jest. Jeśli kiedyś spróbuję jazdy w większym składzie, to na krócej i na bliżej :) Tak ze trzy dni i dwadzieścia trzy kilometry. :)
Dzięki, Krzychu, jeszcze raz! Szczęśliwego powrotu! Wielu opowieści w gronie! I kolejnych wielkich marzeń - jeszcze niejeden ocean, niejeden brzeg (z przesuwną linią brzegową) i niejedno molo przed Tobą!




Dla mnie nadchodzi teraz trzeci etap - sprawdzić, jak się pedałuje na Hokkaido. Czy będzie to, tak jak się spodziewam, inna Japonia? Przekonam się o tym w pojedynkę. A świadków będę miał już tylko w Was, drodzy radiosłuchacze!

14 komentarzy:

  1. Poczułam się dziwnie, jakby odjechał ktoś znajomy, chociaż Twój Towarzysz nie udzielał się na blogu. Może zdjęcia tak podziałały.
    Będziemy Cię wspierać w samotnej podróży.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje dla Was!
    I lekkiego roweru przez następny miesiąc :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Robercie! Codziennie zaglądam na Twój blog. Jesteś dla mnie ucieleśnieniem powiedzenia,że marzenia się spełniają...
    Trzymaj się chłopie!!! I pisz...
    Gorąco pozdrawiam
    Agnieszka z Żyrardowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Fan club jestem, czytam od poczatku - tak jakos smutno sie zrobilo po odjezdzie Krzysztofa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To teraz JESTEŚ samotnym wilkiem :) Rzeczywiście, jakoś melancholijnie... ale czekam, na opis nowych przygód, nowych wrażeń, nowych znajomości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha! Nowy etap, nowa przygoda i nowi ludzie na trasie. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie, się nie udzielał (poza ostatnim, że tak powiem, słowem), a przecież był i się jakoś wgrał pod czaszką niepostrzeżenie... Więc troszkę nostalgicznie się porobiło, zwłaszcza że tak idealnym współpodróżnikiem Krzysiek jest. To chyba trza Wam życzyć następnej wspólnej wyprawy, chłopaki. :)

    A tymczasem niech się Samotnemu Czerwonemu dobrze kręci na Hokkaido!

    OdpowiedzUsuń
  8. Brrr. Jakiś dreszczyk mną szarpnął. Rozstania są trudne nie tylko dla rozstających się. Co do rozważań podróży rowerowych to też tak pojmuję ale preferuję jednak dobrego kompana w drodze na podobieństwo górskich wspinaczek.
    Zapraszam następnym razem do Skandynawii. Nie ma tam co prawda tego ducha historii na miarę Japonii ale jest jeszcze wszechobecna przyroda, wielkie odległości i latem jasno na okrągło ... Bardziej dla relaksu ...
    Ale na razie jeszcze miesiąc na wyspach. Trzymamy kciuki i zaciskamy dłonie na żabkach-powrotkach do domu!

    OdpowiedzUsuń
  9. powodzenia! i szczęśliwych podróży, dla obu panów!

    OdpowiedzUsuń
  10. gula mi w gardle urosla. Jak kartofel.

    OdpowiedzUsuń
  11. No, no... Samotnie, z kolejnym "krzyżykiem" na karku (wszystkiego naj) w nieznane - nie wiem jak bym dala radę na miejscu G. Powodzenia
    VS
    PS Przez Ciebie mam japońskie sny :/

    OdpowiedzUsuń