sobota, 23 stycznia 2016

Phnom Penh - wjazd do stolicy, pierwsze wraźenia

Wjazd do Phnom Penh od strony Takeo wiedzie do pewnego momentu zwykłą asfaltówką, co w kambodzżańskich warunkach oznacza nawierzchnię pofałdowaną jak ciasto francuskie na karpatce, pełną dziur czyhających na nierozważne koła, dobrze jednak znaną i oswojoną przez lokalne usługi i handel. Na przedmieściach, które rozpoznajemy po zagęszczającej się zabudowie i asortymencie sklepów robiącym lepsze wrażenie, zaczyna się coś, co należy chyba traktować jako inwestycję drogową. Polega to na zastąpieniu jednej jezdni asfaltu dwiema betonowymi. Zastanawiające jest, że beton pojawia się na, wydaje się, całkowicie losowo wybranych odcinkach, raz jako lewa lub prawa jezdnia, czasem jako obie. Wrzyna się brutalnie swoją powiększoną szerokością w istniejącą tkankę, rozpychając zabudowę przystosowaną do starej, wąskiej drogi. Niemal zahacza o progi przydrożnych lokali. W wielu pozostałych miejscach jedzie się jakimś rodzajem nawierzchni budowlano-księżycowej, składającej się z wybojów, kamieni i pyłu. Gdzieniegdzie przebija nieco niższy poziom starego asfaltu, dziurawego jak ser szwajcarski i często pokrytego stertami żwiru, piachu i betonu. Ten kalejdoskop budowlany zmusza pojazdy do nieustannego lawirowania w lewo i w prawo, w górę i w dół. Auta, niczym wędrujące po leśnej ścieżce mrówki, wlokąc się jedno za drugim, wytyczają swoje szlaki, a skutery, zwinniejsze od dwuśladów, kręcą swoje krzywe.



Po obu stronach betonowych jezdni piętrzą się kopce ziemi pozostałej prawdopodobnie po korytowaniu, oraz sterty śmieci, worków, kabli i metalu. Zostawiono je tu jako memento budowlańców - TU BYLIŚMY! Na odcinku wchodzącym w centrum miasta ktoś zarządził zasadzenie małych drzewek w pasie rozdzielczym. Estetyczna inicjatywa z perspektywy urzędniczego biurka przerodziła się w ekologiczną karykaturę w chaotycznym otoczeniu - drzewa stoją liche, poszarzałe od pyłu pośród kamieni, szarego piachu i odpadków.





To, co mogłoby być wizytówką rozwijającej się stolicy Kambodży, nadaje się na scenografię katastroficznego filmu s-f, opowiadającego o kosmitach, którzy przybyli tu pchnąć wątłą cywilizację ku świetlanej przyszłości, ale po krótkim okresie zaangażowania stwierdzili, że nudzi ich to, zapakowali się na swoje statki wraz ze sprzętem i odlecieli na zawsze. Tak więc maszyn budowlanych nigdzie nie widać, a pojazdy mrówki toczą krętymi ścieżkami swój powolny rytm. Życie trwa, bo musi. Łatwo nie jest.

Phnom Penh, w którym mieszka ok. 2 mln ludzi próbuje, na razie z mizernym skutkiem, gonić nowoczesność innych metropolii regionu Azji Południowo-Wschodniej. Postawiono tu ostatnio kilka wysokich na ponad sto metrów biurowców, a następne są budowane. Niedawno otwarto nowoczesne centrum handlowe Aeon, w którym można kupić towary importowane m.in. z Japonii. Byliśmy tam wczoraj na dobrej kawie w Coffie Bean and Tea Leaf, w Korei zwanej przez nas Kawą Fasolą. Kawa waniliowa na zblendowanym lodzie nie ustępowała smakiem pitej w innych krajach. Yummy!



Niestety stolicy Kambodży do nowoczesności jest wciąż bardzo daleko. Na każdym kroku widoczne są straszna bieda, bałagan i chaos. Napływ ludzi z prowincji generuje powstawanie nowych obszarów slamsów. Co gorsza, według informacji z przewodnika, który mam ze sobą, poziom kumoterstwa, nepotyzmu i korupcji odsuwa nadzieję na postęp w nieznaną przyszłość. Tak jakby Kambodża skazana była przez jakieś nieprzychylne fatum do zataczania wciąż tych samych tragicznych kręgów, sytuacja współczesna przypomina tę z początku lat 70. XX w., kiedy autorytarne rządy skorumpowanej kliki Lon Nola sprowokowały, ku początkowej radości ludności, krwawy okres utopistów komunistycznych - Czerwonych Khmerów. Zaczyn politycznego fermentu już nastawiono. Na przełomie 2013 i 2014 roku doszło do demonstracji ludzi niezadowolonych z rządów obecnej kliki. Pozostaje pytanie, kiedy i jaka siła rozsadzi obecną władzę, bo demokracja jest tu tylko sloganem, a rządzący wykorzystują dla osobistych interesów zasoby kraju i nic nie zapowiada dobrowolnej rezygnacji z uprzywilejowanej pozycji.



Póki co na ulicach widoczna jest gdzieniegdzie fasadowa nowoczesność, która ginie jednak w ogarniającym wszystko brudzie i bylejakości. 

ścisłe centrum miasta

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe skojarzenia gastronomiczne:), a tak naprawde to stasznie smutne jest zycie w Kambodzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie obrazki jak z katastroficznego filmu s-f

    OdpowiedzUsuń