czwartek, 21 maja 2015

Okawachiyama - 20 maja - cz. 1

Dzisiejszy wyjazd do Okawachiyama przez Aritę to podróż intymna. Nie ma w niej miejsca na dużą skalę, nowoczesność i szybkie tempo. Są za to lokalne koleje z kameralnymi dworcami i ministacyjkami, zielone krajobrazy złożone z gór połączonych rolniczymi aluwiami oraz wiejska zabudowa, na tyle ekstensywna, że można wyraźnie oddzielić osady od rozległych pól i łąk, a nawet, co tutaj rzadkie - lasów. Ten rozkład zabudowy i wolnej zielonej przestrzeni trochę w swojej naturze europejski, zachodni. Bardzo różny od totalnej zabudowy dywanowej, którą pamiętamy z okolic wielkich aglomeracji Tokio, Osaki czy Kioto, gdzie granice między poszczególnymi miejscowościami są absolutnie umowne, a skrawek lądu nadający się pod uprawę ryżu jest rarytasem.

Prowincjonalny krajobraz Kiusiu.
Krajobrazom dzisiejszej wycieczki azjatyckości ujmuje także fakt, że właściwie w ogóle nie występują tu pola ryżowe. Same "suche" uprawy. Nieodgadnioną ciekawostką kalendarzową wydarzeń za oknami pociągów były... żniwa przeprowadzane, jak to w Nihonie, miniaturowymi kombajnami. I proszę: nawet kombajny były dzisiaj kameralne. Co oni żęli w środku maja? Hmmm... Było suche, żółte i trochę niższe od naszego żyta i pszenicy. O więcej nie pytajcie!


Kombajnik na żniwkach.
Magia krajobrazu uciekającego w tempie naszej jazdy, tempie, dodajmy, pociągu osobowego spowolnionego, była nieodparta do tego stopnia, że Gosia, która rok temu nie miała okazji poznać krajobrazów Tohoku i Hokkaido uznała, że Kiusiu to najpiękniejsze przyrodniczo i krajobrazowo miejsce na wyspach japońskich. Przytaknąłem, chociaż, jak się później okazało, najlepsze było jeszcze przed nami.


Uprawa ogródka w sąsiedztwie cmentarza.
Oba miasteczka, w których zatrzymaliśmy się w związku z przesiadkami - Arita oraz Imari, gdzie mieliśmy tyle czasu, aby pokręcić się w bliskości dworców, wpisywały się w dzisiejszy nastrój zabudową nieprzekraczającą dwóch pięter, niewielkim ruchem ulicznym, który pozwalał na wkroczenie na środek ulicy i spokojne wykonanie zdjęcia.

Kameralna zabudowa w Arita.
Wyjazd z Fukuoki, gdzie rezydujemy, odbył się jeszcze wcale wypasionym pociągiem osobowym przyśpieszonym (ltd. express) z kilkunastoma wagonami i lotniczymi fotelami. Ale już od Arity przesiedliśmy się do pojazdu szynowego o nazwie pociąg, chociaż na oko to raczej tramwaj. I to mały tramwaj.

Pociąg to czy tramwaj?
Składał się bowiem z jednego wagonu, którego front zajmował motorniczy (udający maszynistę) z obrotową wajchą do przyspieszania i hamowania (jak w starych tramwajach). Reszta przestrzeni była wspólna dla kilku pasażerów uprawiających głównie inemuri. Parę siedzeń w kierunku jazdy, reszta - ława wzdłuż okien. Tramwaj jak nic!





Otoczenie ewidentnie dawało się jednak nabierać na jego pociągowy kamuflaż: miał kolejowe tory zamykane szlabanami i dzwoniące przejazdy, maluteńkie i zapuszczone stacyjki kolejowe z zatartymi nazwami i tak nikomu niepotrzebnymi, bo swoi dobrze je znają, a żaden obcy nawet nie pomyśli, żeby tu wysiąść.







Pasażerki na stacyjce w Meotoishi



Ostatni etap podróży odbyliśmy lokalnym autobusem, na który bilet kupiłem w automacie na stacji w Imari.


Uda się czy nie uda?

Moment. 
Nie śpieszmy się.
Stacja w Imari też zasługuje na kilka słów. Są to słowa o niezależnym współistnieniu różnych linii kolejowych. Podmiotów prowadzących usługi kolejowe jest w Japonii ponad 100! Dominującą firmą jest Japan Railways (JR), podzielona na kilka regionalnych branży (zarządzają ok. 70% infrastruktury). Za nią plasuje się kilkanaście większych prywatnych firm kolejowych. Potem cała reszta, wliczając w to obsługę szynową aglomeracji z metrem i tramwajami. I nie działa to jak w Polsce czy innych europejskich krajach, gdzie wybudowano jeden system, który z czasem podzielono na poszczególnych właścicieli i zarządców, łącząc to z prywatyzacją. Tutaj budowano niezależnie, od podstaw. W proces inwestycyjny włączone były państwo, prywatne podmioty gospodarcze (w tym potężne zaibatsu) oraz zainteresowane rozwojem infrastruktury samorządy. Efektem są niezależne torowiska i oddzielne stacje kolejowe (czasem tylko oddzielne perony). Jak oni to wszystko pouzgadniali między sobą? Jak koordynują rozkłady jazdy? Nawet nie próbuję się dowiedzieć! Wystarczy zajechać do Tokio, żeby się przekonać, jaki galimatias (na pierwszy rzut oka) panuje w nazwach i obsłudze poszczególnych linii. Ale jest to rewelacyjnie skoordynowane i zsynchronizowane. Pisałem w zeszłym roku, że aby przejechać z lotniska Haneda do Tateishi, gdzie wtedy mieszkaliśmy, nie wysiadając z pociągu, byliśmy na jednej trasie obsługiwani przez trzy różne podmioty. Pociąg się nie zmieniał! Zmieniała się dwukrotnie cała obsługa! "Dziękujemy za wybranie linii X i mamy nadzieję, że wrócicie państwo do nas! Prosimy nie opuszczać wagonów!" - mówił jeden miły głos. "Witamy serdecznie w pociągu linii Y i mamy nadzieję, że podróż z nami upłynie państwu w miłej atmosferze" - za chwilę zapewniał kolejny. Po kilkunastu minutach sprawa się powtarzała. W pierwszym dniu byłem całkiem skołowany i rozważałem nawet rzucenie się na tory. Ale tak to tutaj działa. Z naciskiem na "działa".
Dworzec, a właściwie dwa dworce w Imari są jednym z ciekawych przykładów tego cudactwa. Miasto obsługiwane jest przez dwie linie: JR Kyushu oraz Matsuura Railway. Ich linie zbiegają się z dwóch stron w jednym, centralnym punkcie miasta. Tu kończą się i rozdzielone są jedynie szerokością głównej ulicy. Aby je połączyć, wystarczyłoby wspawać pomiędzy nie jakieś 100 mb dodatkowych szyn. Ale nikt tego nie zrobił, bo to firmy konkurencyjne. Tak więc po dwóch stronach szerokiej ulicy stoją dwa małe dworce

Widok (Google) na oba dworce i łącznik nad centralną ulicą.
Każdy z nich ma kasy, informację turystyczną, sklepy, poczekalnie, perony itp. Można iść do dowolnego z nich i sprawdzić najbliższą kombinację połączenia z Fukuoką (tak zrobiłem), a potem powędrować łącznikiem zawieszonym nad ulicą na drugi dworzec i skonfrontować tamtejszą ofertę z tutejszą (też tak zrobiłem).

Ślepy tor w Imari

Łącznik między dworcami.

Po prezentacji dokonujemy wyboru oferty i... wygrywa firma Matsuura.
Wracamy do autobusu obsługiwanego oczywiście przez inną firmę - miejską.
Czy wspominałem już, że jazdę autobusem w Japonii można śmiało porównać do jazdy autobusem w Korei? Można. Z tym, że wypada to tak jak porównanie leniwego bujania się w hamaku w upalny letni dzień do pierwszego w życiu skoku ze spadochronem, bez pewności, że się ten spadochron ma.
Pan kierowca japoński ma białą koszulę, najczęściej pod krawatką, białe rękawiczki i służbową czapkę kroju okrętowego z przyczepionym mikroportem, przez który bez przerwy wita i żegna pasażerów oraz informuje tych, co wsiedli, a jeszcze nie wysiedli, gdzie jadą, że np. teraz to są światła czerwone, więc uwaga, proszę państwa... stajemy, o, a teraz są zielone, więc... uwaga... ruszamy. Mówiąc to wszystko bardzo miłym, spokojnym i przyciszonym głosem, wśród uśmiechów i ukłonów stara się nie przyśpieszać i nie hamować zbyt gwałtownie, a także nie przekraczać 35 km/h (na moje oko). Wszyscy w autobusie są zrelaksowani czułą opieką i odpowiedzialnością pana za kółkiem. Zastanawiam się, czy z polskiej perspektywy nie brzmi to jak wydumana historia, ale tak to naprawdę się tutaj odbywa. 
Zaś w autobusie koreańskim... No cóż, niemal wszystko jest odwrotnie. Nawet strona ulicy, którą porusza się pojazd, chociaż w przypadku niektórych tras w Korei miałem co do tego wątpliwości.

Te małe dworce, ciche perony, jednowagonowe tramwaje udające pociągi, spokojnie prowadzone autobusy z siedzeniami niezapełnionymi nawet w połowie, które złożyły się dziś na naszą podróż mają jeszcze jedną wielką zaletę. W takich kameralnych klimatach świetnie obserwuje się ludzi. Można jasno dostrzec mimikę, gest i generalnie mowę ciała. Dialogi stają się wyraźne. Mimo braku zrozumienia treści, łatwo odczytać emocje, jakie zapisane są w tembrze głosu i intonacji. 
Nie chciałbym się powtarzać, ale jeśli w przyszłości znowu zatrą się obrazy i dźwięki, które tu na wyspach wschodzącego słońca oglądam codziennie, to wolę utrwalić w sobie to przekonanie, że fenomen Japonii w moim odbiorze to nie supernowoczesność, metropolie z niezliczonymi drapaczami chmur, autostrady i shinkanseny, ale relacje społeczne oparte na życzliwości, szacunku i zaufaniu, niedoścignione dla żadnej innej kultury. Teraz, kiedy na każdym kroku doświadczam tego naocznie i namacalnie w ich postawach, ukłonach, spojrzeniach, uśmiechach i dziesiątkach innych form komunikacji, chcę siebie zapewnić: to nie jest miraż, ci ludzie naprawdę tak sobie ułożyli życie. Zapamiętaj to, żebyś wiedział, za czym będziesz tęsknił.

Nie jestem, mam nadzieję, jakimś nieuleczalnym marzycielem. Wiem, że jest w Japonii nieuczciwość (korupcja), przestępczość (Yakuza), wysoki wskaźnik samobójstw, hikikomori i ijime. Jest historia II WŚ i bezwzględna agresja wobec najbliższych sąsiadów. Nie wynaleziono tu żadnego człowieka idealnego, choć statystyki mówią, że przeciętny Japończyk żyje najdłużej. Nie znam jednak drugiego kraju, w którym czułbym się tak komfortowo i bezpiecznie, obserwując, jak jego mieszkańcy żyją i funkcjonują jeden obok drugiego, oraz, przede wszystkim, jeden dla drugiego. Moja codzienna radość to dziesiątki takich małych wydarzeń.

Jak opisać te subtelności, żeby nie przerodziły się w przesłodzony kicz? A jak namalować zachód słońca za zamglonymi górami? Jak dodać to tego szum strumienia i śpiew ptaków? Nie da się. Taki obraz niemal na pewno będzie kiczem, choć w naturze będzie cudownym spektaklem. Nawet nie będę próbował.

No właśnie, jeśli chodzi o góry, mgłę, zachód, ptaka oraz strumień, to taki spektakl, w sensie dosłownym, przeżyliśmy dzisiaj w późniejszych godzinach z udziałem wioski Okawachiyama, ale teraz czas na spektakl pod szyldem Morfeusza, więc, drogi pamiętniku, spiszę to kiedy indziej.




Tymi Drzwiami do pozostałych zdjęć.

12 komentarzy:

  1. W maju, w Fukuoka jak zniwa to tylko pszenica. Wygladalo to tak?
    http://thenaturalfarm.over-blog.com/article-31644877.html
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To żółte właśnie tak samo prawie chyba z pewnością wyglądało. Tylko tragarzy nie było. Kombajn sam obrabiał (z człowiekiem we wnętrzu znaczy).
      Czyli tu już pszenicobranie, a u nas we Wrocku dopiero hanami ogłaszają na czerwiec!

      Usuń
  2. He. Skoro dziś o środkach transportu na prowincji to jak by się w tamtych okolicach podróżowało rowerem??
    Krzysiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że do teraz, jak widzę nadający się skrawek zieleni, to rozglądam się za śledziami! Mówię Gosi: patrz! tu to by się rozbił profesjonalnie i komfortowo!
      Wydaje się, że Korea jest bardzo przyjazna. Dostałem od Oli książeczkę-mapkę tras po całej długości kraju. Pokażę Ci po powrocie.
      Kyushu, jak reszta Japonii, pofałdowana. Trasy na prowincji zapraszająco spokojne, ale trzeba by porozglądać się za kempingami. Zrobiłem tu już z tysiąc zdjęć z różnego rodzaju zakazami dotyczącymi rowerów i ich posiadaczy. Znamy to, prawda?

      Usuń
    2. Masz mape kempingow na Kyushu?
      Aga

      Usuń
    3. Nie mam. Mam za to dostęp do strony www, z której pobierałem adresy w zeszłym roku. Niestety nie tu. W domu. Jest po japońsku, ale po przetłumaczeniu guglowym daje się zrozumieć.
      Czemu pytasz?

      Usuń
    4. Bo o ile taka istnieje to sprobowalabym ja zdobyc dla Ciebie, mam znajomych w Saga.
      Aga

      Usuń
    5. Fajne masz te znajomości :) O Sadze to tu się jeszcze co nieco napisze, jak mniemam.
      To ja bym się chętnie zapisał na taką pomoc. W zeszłym roku, oprócz namiarów na kempingi pobranych z netu, kupiłem przewodnik po Hokkaido firmowany przez Mapple. Był świetny. Używałem go w części rowerowej i kurumowej, a na koniec podarowałem Sunghunowi, bo wypada coś dać w Japonii kiedy się zakolegowywuje. On mi podarował kawę w kubku, świeżo zaparzoną. Koleżeństwo nasze, tak scementowane, trwa do dziś :)

      Usuń
  3. Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie, jeden skład pociągu i różna obsługa. Japończycy potrafią, u nas by nie przeszło.
    Bardzo interesujące te komunikacyjne ciekawostki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście; u nas nie zadziałałoby nic tak skomplikowanego, choćby przez przerzucanie się nawzajem odpowiedzialnością; kto ma sprzątnąć, kto ma naprawić itp., itd.
    Piękne okolice zwiedzaliście (obejrzałam zdjęcia). Jak je opisać, żeby nie powstał kicz? No, właśnie. Mam problem z tym kiczem :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Z okazji świąt Tobie, Twoim bliskim i wszystkim czytelnikom składam najlepsze życzenia. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękuję :) Wesołych Świąt!
      Jakie miłe ożywienie bloga :)

      Usuń