Wczoraj pożegnałem Krzyśka. Spędziliśmy razem 32 dni, 7 dni w
tygodniu i 24 h na dobę, z krótkimi, nielicznymi przerwami na samotne
przechadzki. Być razem tak długo i tak intensywnie to trudna próba. Cieszę się,
że po raz kolejny sprawdziliśmy się jako drużyna, dając sobie oparcie i
motywację.
Dzięki, Krzychu!
Dzięki, Krzychu!
Jego podróż dobiegła końca. Moja wchodzi w drugą fazę. Samodzielną
i skierowaną do wnętrza. Jeśli zwiedzanie, to własnych zakamarków. Jeśli
poznawanie, to własnych uczuć i emocji.
Rozmowy wyłącznie z samym sobą.
Rozmowy wyłącznie z samym sobą.
Mogę tę podróż śmiało nazwać "Śladami Tomka w Krainie
Uśmiechu".
Nie to, żeby Alfred Szklarski napisał kiedykolwiek powieść o tym
tytule. Tytułowy Tomek to Tomasz Kryszczyński, autor książki
"Wgląd", która stała się dla mnie inspiracją do odbycia drugiej
części podróży. Książka poświęcona jest przede wszystkim buddyzmowi. W
przystępny sposób, klarownym językiem wprowadza czytelnika w abc tej religii
ze szczególnym uwzględnieniem therawady, która jest odmianą buddyzmu dominującą
w Tajlandii. Autor w ciągu kilkunastu lat odwiedził wiele klasztorów
buddyjskich, praktykując w nich, obserwując ich życie i notując obowiązujące w
nich reguły. W książce opisuje szczegółowo kilka swoich doświadczeń, łącznie z
adresami klasztorów i dziennym rozkładem zajęć.
Tomek mieszka pod Wrocławiem. Dzięki temu miałem okazję poznać go
osobiście. Jest psychologiem i nauczycielem uważności. Przed wyjazdem do
Tajlandii/Kambodży wziąłem, wraz ze swoją Muzą, udział w prowadzonym przez
niego kursie. Bardzo wzbogacające doświadczenie. Polecam każdemu, kto szuka
pogłębienia kontaktu z sobą i otaczającą rzeczywistością.
Z opisanych przez Tomka tajskich doświadczeń wybrałem dla siebie
dwa. Jedno z nich jest tuż przede mną. Zaledwie kilometr od miejsca, w którym
piszę te słowa.
Od wczoraj jestem na Ko Phangan, mniejszej siostrze znanej Ko
Samui. Niewielka wyspa na całym swoim obwodzie otoczona jest szczelnym
wiankiem ośrodków wczasowych, restauracji, barów, klubów i wszelkich innych
przybytków, które mogą sprawić frajdę żądnym rozrywki turystom z całego świata.
Wieczorem, kiedy spacerowałem wzdłuż wybrzeża, cała linia brzegowa wypełniona
została intensywnym światłem i rytmicznym basowym dźwiękiem. Prawdziwy cyklon.
Zaledwie kilometr od brzegu w głąb wyspy, na niewielkim wzniesieniu,
znajduje się oko tego cyklonu. Oaza ciszy i medytacji - klasztor Wat Kow Tahm.
Jutro zamelduję się tam i, jeśli pomyślnie przejdę rozmowę kwalifikacyjną,
poddam się siedmiodniowemu odosobnieniu, które rozpocznie się pojutrze.
Odosobnienie odbywa się przy całkowitym zakazie komunikacji
werbalnej i wzrokowej. Przez siedem dni nie wypowiem ani jednego słowa. Nie
nawiążę kontaktu wzrokowego z żadnym innym uczestnikiem programu. Nie będę
korzystał z żadnych urządzeń elektronicznych. Nie będę miał jakiegokolwiek
kontaktu ze światem zewnętrznym. Będę uczestniczył w codziennych naukach
dotyczących buddyzmu i medytacji. Będę medytował z użyciem różnych technik - na
siedząco, stojąc lub spacerując. Uprawiając jogę. Przez tydzień zanurzę się
całkowicie w kontakcie z odczuciami, emocjami, dźwiękami i obrazami, które będą
we mnie i wokół mnie. Będę starał się wyłączyć przeszłość i przyszłość. Jeśli
nawet będę wspominał lub projektował, to postaram się przy tych myślach nie
zatrzymywać, tylko pozwolę im swobodnie odpłynąć.
Osią medytacji buddyjskiej jest TU i TERAZ. To mój cel. Buddyzm
nie jest dla mnie religią. Nie szukam żadnej boskiej pomocnej ręki. Ani tu, ani
w żadnej innej religii. Nie rozważam więc zagadnień dotyczących cyklu samsary,
czy boskości Buddy. Nie jestem zresztą pewien, czy On by sobie tego życzył.
Buddyzm jest dla mnie oświeconą szkołą życia. Budda został oświecony, kiedy
poczuł bijące serce życia, kiedy poczuł, czym jest pustka, czym jest przemijanie
i jakie w związku z tym potrzebne są człowiekowi zachowania, aby mógł osiągnąć
zrozumienie i spokój. Jest więc dla mnie buddyzm odpowiedzią na poszukiwanie
spokoju i przez to - szczęścia. Do tego spróbuję zbliżyć się za murami Kow
Tahm.
Milczenie nie jest dla mnie całkiem nowym doświadczeniem. Szykując
się do odosobnienia w Kow Tahm, przypomniałem sobie, że w okresie licealnym
przeprowadzałem różne eksperymenty. Poszukiwania. Jednym z nich był ślub
milczenia przez tydzień lub dwa (nie pamiętam). Nikt mnie do tego nie namawiał
ani mi nie towarzyszył. Sam sobie go złożyłem. Chciałem doświadczyć tego, jak to
jest, kiedy nie można mówić.
Wytrzymałem ten okres, wprawiając w zatroskanie moją mamę,
rozbawiając rówieśników i zbierając dwóje w szkole, bo wzywany do tablicy nie
odpowiadałem na pytania. Potem na kilka dni przestałem chodzić do szkoły, żeby
nie pogarszać sytuacji.
Pomyślałem, że właśnie zatoczyłem koło. Wracam do tego samego
projektu, tylko ubranego w inną formę. Myślę - czy zatrzymałem się w rozwoju? A
może życie jest spiralą, po której wspinając się coraz wyżej, zataczamy kolejne
kręgi, wracając do tych samych miejsc, tylko na innym poziomie? To tak ładnie,
kusząco brzmi...
Ale, nie! Dochodzę do wniosku, że jednak zatrzymałem się w
rozwoju. Przecież wciąż się dziwię, fascynuję, poszukuję i eksperymentuję! Od
wtedy przybyło mi czterdzieści lat, ale w tym względzie nie zmieniłem się! Ale
fajne odkrycie. :)))
Jeśli kiedyś przestanę się dziwić i zachwycać, chcieć poznawać i
kochać, to będzie znaczyło, że jestem trupem. Spokój mej duszy dopiero wtedy i tylko
wtedy. AMEN.
Przypomina mi się jeden z genialnych tekstów Jonasza Kofty. Odszukuję go szybko w necie. Oto on:
Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię
I nic we mnie, i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie.
Wyłączam się.
Over and out.
for a while...
for a while...
Ojej, siedem dni bez żadnego kontaktu. Podziwiam i mocno trzymam kciuki bo ja zaczęłabym gadać sama do siebie :)
OdpowiedzUsuń"Ale, nie! Dochodzę do wniosku, że jednak zatrzymałem się w rozwoju." - ciekawa jestem bardzo, czy to pomyłka. Jeśli tak, to chyba freudowska: "... zatrzymałem się w rozwoju", czyli w stanie, kiedy wciąż się rozwijasz.
OdpowiedzUsuńCiekawy eksperyment. I ciekawe, co zechcesz nam o nim potem opowiedzieć...
Też jestem ciekawa eksperymentu, a życzę po prostu abyś znalazł czego szukasz.
OdpowiedzUsuńZdjęcie bardzo mi się podoba, jest wstępem do tej ciszy.
Już się cieszę na smakowite opowieści o tym doświadczeniu. Jestem bardzo ciekawa!
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu
OdpowiedzUsuńAch, też bym chciała. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńNiech moc, spokój, a przede wszystkim zachwyt i zdziwienie, będą z Tobą!
OdpowiedzUsuńTo będzie z pewnoscią ciekawe doświadczenie :)
OdpowiedzUsuńPuk, puk, czas już chyba na powrót z z odosobnienia.
OdpowiedzUsuńI co to teraz będzie...
Uściski!